Kto pragnie żyć…
Kto pragnie żyć, a nie tylko być uwikłanym w gąszczu schematów, musi odszukać własny kształt życia. Istnieje on w każdym z nas, trudny do rozpoznania, jak bożek morski Glaukos, wykuty z marmuru i zanurzony na dnie morza w mule i piachu, gdzie obrósł do niepoznania wodorostami i małżami. Kształt ten istnieje potencjalnie w każdym z nas zarysowany, nie wykończony, zniekształcony.
Powyższy cytat wpadł w moje ręce dziś rano, zapisany w starym zeszycie. Jego autorem jest Zygmunt Mysłakowski. Nie wiem jaki wówczas był powód jego zapisania, ale dziś skojarzył mi się z tak zwanym wychowaniem, a nawet uwikłaniem, zniewoleniem i odejściem od prawdziwego siebie, do tego stopnia, że już nawet nie wiemy kim jesteśmy. Gdy zadasz jakiemukolwiek dorosłemu człowiekowi pytanie: Kim jesteś? On nie wie. Będzie opowiadał tylko o funkcjach jakie pełni w życiu. „Jestem matką, żoną, kochanką… ” No, kochanką to może rzadko. „Jestem nauczycielem, lekarzem…” Nikt mi jeszcze nie odpowiedział – jestem Sobą. Cóż to właściwie miałoby znaczyć? Dlaczego nie możemy być Sobą? Bo od urodzenia jesteśmy poddawani indoktrynacji. Ze wszystkich stron bombarduje się dziecko, młodzieńca i dorosłego poglądami, ideami, zasadami, przekonaniami.
W najszerszym zakresie indoktrynacja prowadzona była w państwach totalitarnych i wydaje się, że nas to nie dotyczy. Otóż dotyczy. To się masowo dzieje wszędzie. Najbardziej jednak niedobre jest dla małych dzieci, bo one są najbardziej podatne i wtedy się zaczyna. Taki mały człowiek jest czystą kartą, jest chodzącą podświadomością, wszystko chłonie i „zapisuje”. Rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, że wiele od nich zależy. Kształtują dzieciątko na swój obraz i podobieństwo, chociaż często nie są szczęśliwi ani zadowoleni ze swego życia, bo ich też tak urabiano. Ale kto uczy jak być dobrymi rodzicami? Kto uczy co robić, żeby być zdrowym i mieć zdrowe dzieci? Kto uczy jak pięknie żyć?
Dziecko potrzebuje jakichś ośmiu lat, żeby poczuć siebie w sobie. Powinno mu się to zapewnić. Niechby sobie poznawało świat i doświadczało wszystkiego w naturalny sposób, na łonie przyrody, w gronie rówieśników. Szczęście i beztroska są przypisane dzieciom, a co fundują im dorośli? Strukturyzację; wiele zajęć, obowiązków, nauk w momencie kiedy dziecko powinno spożytkować energię na budowanie siebie. Kończy się swoboda myślenia, swoboda przepływu. Dziecko jest kształtowane, przestaje być sobą. Tłumi się jego spontaniczność i kreatywność, uczy się je myśleć schematami.
Dlaczego tak dużo dzieci ma dysleksję? Jeśli dziecko nie skończyło siedmiu lat i jest uczone trybem elementarzowym pisania i czytania, będzie mniej lub bardziej dyslektyczne. Kończy się wtedy płynność procesów, a zaczyna struktura. Im więcej damy dziecku swobody do siódmego roku życia, tym lepiej, bo do siódmego roku życia dziecko powinno mieć czas na kształtowanie wewnętrzne. To jest bardzo intensywny okres kształtowania człowieka. Jeśli przerzucimy potrzebną mu do tego energię na to, żeby ono startowało w wyścigu szczurów, uczyło się języków, siedziało przy komputerze to zabiera się mu energię na budowę własnego wnętrza.
„Nie mówiłam dzieciom niczego, o co nie byłam zapytana, ale odpowiadałam rzetelnie”. – Powiedziała w swoim wykładzie Ewa Renata Cyzman-Bany. Polecam tę ciekawą wypowiedź nie tylko rodzicom, naprawdę warto posłuchać. To jest niby o dysleksji…
Wracając do mojego cytatu. Po latach faktycznie jesteśmy „zamuleni i obrośnięci wodorostami”. Dosłownie nie możemy się ruszać pod balastem tego, co musimy, co powinniśmy, czego nie możemy, co myślimy… Bo nawet te myśli często nie są nasze, bo gdyby były nasze to by nam nie szkodziły. Przez lata ulegania rodzicom, nauczycielom, religii i różnym systemom zatracamy siebie. Za to mamy ego, które chce się podobać, które się obraża, które rządzi, które jest pełne ocen i wartościowania. A teraz jeszcze raz czytamy cytat i już jest wszystko jasne. Trzeba odnaleźć swój własny kształt.