
Demonizacja glutenu? Co z tym mlekiem?
Dieta bezglutenowa to moda, czy rzeczywista konieczność? Chleb zawsze wydawał mi się jednym z najważniejszych produktów żywnościowych. Odkąd pamiętam stanowił podstawę pożywienia i raptem od kilku lat nagonka na chleb i bułki. – Jak odstawisz gluten to będziesz zdrowszy, znikną wszystkie prawie choroby, nawet choroby serca. – Nie tylko czytałam, ale też słyszałam wokół. A że każdy chce być zdrowszy to i ja postanowiłam spróbować tej cudnej, zdrowej diety. Przeglądałam kulinarne blogi bezglutenowe, powybierałam przepisy, nabyłam różne dziwne mąki i zaczęłam doświadczać wraz z moją rodziną dobrodziejstw jedzenia bez glutenu.
Kilka miesięcy piekłam różnego rodzaju guglowate ciasta, odmawiałam sobie dobrego chleba na korzyść „chleba życia”. Efekt? Nie odczuliśmy żadnej poprawy zdrowia, nie przybyło nam od tego energii, za to przestało nam smakować jedzenie i coraz bardziej tęskniliśmy za normalnym razowym chlebem, który osobiście wypiekałam. Nie widziałam powodu dla kontynuacji tego doświadczenia i koniec. Pomyślałam sobie wtedy, że taka dieta to jest pewnie dobra dla ludzi, którzy są chorzy na celiakię, czy alergię, bo nie mają innego wyjścia skoro spożycie glutenu wywołuje u nich objawy chorobowe. Większość ludzi jednak nadal może mówić: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”i tak jak nasi przodkowie traktować go jak święte pożywienie.
Przyszła mi do głowy też inna myśl, a mianowicie, że ziarno kiedyś i teraz to też nie jest to samo. Chemizacja produkcji jest faktem i ten fakt szkodzi nam najbardziej. Nie gluten, a chemia, którą się traktuje najpierw rosnące zboża, a potem używanie randapu w procesie suszenia… Do tego te wszystkie ulepszacze w sklepowym chlebie… Zasada moim zdaniem jest ogólna – im coś jest bardziej naturalne tym lepsze, im bardziej chemiczne tym bardziej szkodliwe.
To samo dotyczy mleka. Kiedyś na warsztatach Vedic Art w Starej Szkole, gdzie jedzenie jest cudownie naturalne i mleko prosto od krowy, a pomidory i jajka od sołtysa i po prostu grzechem jest nie jeść tych wspaniałych posiłków serwowanych przez panią Anię, jedna z uczestniczek przywiozła ze sobą mleko sojowe. Próbowałam go kiedyś użyć do kawy. W porównaniu z prawdziwym mlekiem to po prostu brr. W czasie dyskusji na ten temat dziewczyna powiedziała, że ma alergię na krowie mleko. Pani Ania na to – u nas nikt nie ma alergii na dobre mleko, alergię ma się na chemię w mleku i zaczęła opowiadać jak to goście sobie bezkarnie u nich mleko piją. Dziewczyna spróbowała, bo pewnie chciała sobie przypomnieć jak smakuje kawa z mlekiem i oczywiście nic jej nie było.
A najlepsze doświadczenie to miałam z moim synem. Od dziecka miał tak zwaną skazę białkową. Wychowywał się bez mleka, bo miał po nim biegunki i zwracał. Produktami zastępującymi mleko pluł na odległość i mowy nie było, żeby mu przemycić choć łyżeczkę jakiegoś świństwa. Potem, jak był starszy od czasu do czasu zjadł coś z mleka przekwaszonego, ale nie za wiele. Pojechaliśmy kiedyś całą rodziną na wakacje do górali w Gorcach. Kolega Bronek miał dużą rodzinę i krowę żywicielkę. Codziennie dzieci krowę na trawę wyganiały, a Bronek doił ją i mleko na sery różne przerabiał. Była bryndza, korbocle, oscypek, masło, śmietana i zupy mleczne. Jak usiedliśmy z nimi do śniadania to ja się przeraziłam, że dla Kamila jedzenia żadnego nie ma. Sam nabiał i to codziennie. My z mężem też za bardzo nabiału nie jadaliśmy, bo wiadomo, że mleko nie jest zdrowe dla dorosłego człowieka itd itp… Tylko, że oni wszyscy zdrowi byli jak nie wiem co na tym nabiale żyjąc.
Wszystko było smaczne i nowe dla nas. Z początku próbowaliśmy nieśmiało, a potem to ile się dało, bo dobre wszystko było jak nie wiem co. No i nikt z nas nie miał żadnych sensacji, nawet ten z niby uczuleniem. Wniosek jasny. To nie mleko szkodzi, to chemia w mleku jest zabójcza. To uwięzione na łańcuchach, źle karmione krowy dają niedobre mleko, to rolnicy słabo płuczą przewody do dojenia mleka, to mleczarnie produkują coś, co mlekiem nie jest, a może jedynie jakimś białym napojem.
Przeczuwałam, że gluten też nie każdemu szkodzi i miałam rację. Dzisiaj wpadł mi materiał, który potwierdza moje w tej kwestii zdanie. Warto posłuchać, bo może faktycznie szkoda rezygnować bez wyraźnego powodu ze smacznego chleba, bułeczek i prawdziwego, a nie udawanego ciasta. Może szkoda przepłacać za różne dziwne niby mąki, a kupić żytnią mąkę i upiec prawdziwy, zdrowy chleb na zakwasie?