
Chipsy z jarmużu
Jarmuż… Do niedawna był dla mnie czymś nieznanym. Raz, kiedyś, kupiłam, zrobiłam sok i wylałam do zlewu, taki był ohydny. No, nie mogłam go przełknąć. A w tym roku dostałam od Kasi sadzonki jarmużu i urosło mi w ogrodzie kilka pięknych drzewek. Całe lato robiłam z niego koktajle, które nam bardzo smakowały. Potem przyszła jesień – jarmuż jest, zima – jarmuż jest. Pancerna roślina, nic jej nie rusza, wciąż piękna i do spożycia.
Śnieg stopniał, znów mokro i grząsko. Drzewka jarmużu trochę się przechyliły pod naporem śniegu i wiatru, ale wciąż są do wzięcia. Postanowiłam zrobić chipsy, bo jakoś na koktajle już nie mam ochoty. Z chipsami próbowałam kilka razy i wciąż pozostawiały wiele do życzenia, aż drogą prób i błędów dzisiaj mi się udały, więc się chwalę i dzielę.
Do miseczki wlałam trochę oliwy i przyprawiłam ją szczyptą soli, pieprzu, papryki, cynamonu. Listki poodrywałam, a łodygi poszły na kompost. Wymieszałam jarmuż z doprawioną oliwą i do piekarnika. 120 stopni, termoobieg, 20 min. Właśnie to jest ważne niezbyt wysoka temperatura, a dłuższy proces suszenia. Wcześniej ktoś mi powiedział 180 st, 10 min. Za każdym razem to nie było to, bo albo się spaliły, albo nie były kruche. Dzisiaj wyszły w sam raz. Zjadłam je z chlebem i jajkiem sadzonym i jeszcze zostało do pochrupania w międzyczasie.