Co zrobić ze ślubną wiązanką
Zasuszona wiązanka kwiatów, delikatny pył dawnych wzruszeń… Białe i różowe wstążki, koronka oplatająca kruche łodyżki… Ponad 33 lata temu to były frezje z piękną zieloną paprotką. Stan wojenny. Skromny ślub w pożyczonej sukni, przyjęcie na 30 osób, muzyka z gramofonu, jedzenie i wódka na kartki. Dwa gorące i pełne nadziei serca mające pewność wspólnego jutra. Zawijając suchą wiązankę w gazetę nie wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać moje życie za 33 lata. Nie wiem nawet dlaczego ją zachowałam.
24 kwietnia była nasza rocznica, dostałam pięć bordowych róż, które na drugi dzień smutno opuściły główki. Mam dobre małżeństwo, nie doszukuję się więc w tym jakiegoś więdnięcia związku. Wiem, że róże były stare i długo stały w kwiaciarni. Od razu źle wyglądały, tylko mój miły tego nie zauważył w pośpiechu powrotu do domu. Przy tej okazji wspomniałam kwiaty z tamtych lat. Najczęściej to były frezje, takie jak we wspomnianej wiązance. Były cudownie świeże i pachniały obłędnie w całym domu. Teraz kwiaty z kwiaciarni nie pachną. Dlaczego?
– Czy masz jeszcze ten ślubny bukiet? – zapytał mąż. – Mam. Wyjęłam go dzisiaj znad szafki, gdzie nikt nie zagląda, ale on tam jest. Naszły mnie refleksje. Przypomniały mi się różne opinie na temat ślubnych wiązanek. Podobno nie można ich zasuszać, bo to zasusza miłość. Podobno nie wróży to dobrze… No nie wiem… Moje doświadczenie mówi co innego. Dla mnie mój ślubny bukiet jest wzruszeniem, przypomnieniem tej młodej dziewczyny, która trzymała go w gładkich dłoniach. Teraz moje dłonie są tak samo suche i delikatne jak mój bukiet, ale czy byłyby inne gdybym kiedyś wyrzuciła kwiaty? Teraz moja miłość jest dojrzała i sprawdzona, ale czy byłaby inna gdyby wiązanka poszła w zapomnienie?
Jestem pewna, że uschnięta ślubna wiązanka nie niszczy małżeństwa, bo nie ma takiej mocy. To jak nam się układa zależy od innych rzeczy, związanych raczej z pierwiastkiem ludzkim. Wiem, że w feng shui zabrania się trzymania w domu uschniętych bukietów, bo symbolizują stagnację, brak życia, śmierć energii. Zachowując moją ślubną wiązankę nie wiedziałam o tym i nie doświadczyłam żadnych tego skutków. Moje małżeństwo trwa i ma się dobrze.
Patrzę na te suche kwiaty i zastanawiam się co z nimi zrobić.
Na pewno nie chciałabym ich spalić, bo to dla podświadomości mogłoby być sygnałem końca i eliminacji wszystkiego co się z kwiatkami kojarzy. Przecież są symbolem początku, miłości, namiętności, radości. Jak długo można je przechowywać? Z każdym rokiem kurczą się i rozpadają. Dziś wyglądają tak, że mogłyby się obrócić w proch. Wystarczyłoby je ścisnąć i zostałaby kupka złotego popiołu. Myśl, że trzeba coś z nią zrobić dopadła mnie dopiero po raz pierwszy. Zajrzałam do internetu, natknęłam się na dużo dziwnych przesądów, które nijak się mają do moich doświadczeń. Znalazłam jednak jedną ciekawą propozycję i czuję, że dojrzewam do jej realizacji.
„W dzień nowiu Księżyca zakop bukiet pod owocującym drzewem z intencją, by jego energia przejęła martwotę suchych kwiatów i przemieniła ją w energię życia, która wróci do Ciebie i zasili Twoje małżeństwo. Ideałem byłoby, gdyby było to drzewo, z którego potem moglibyście – Ty i Twój mąż – zjeść owoce.”
O cudzie roku 2015! Otworzyła się przed nami taka możliwość. W końcu będziemy mieli własną ziemię i mamy zamiar zasadzić sad. Tak, kochana stara wiązanko, już wiem gdzie jest twoje miejsce. Zakwitniesz kwiatem jabłoni… A za kilka lat dwóch szczęśliwych staruszków będzie siedzieć pod własnym drzewkiem i trzymając się za ręce wspominać piękne życie. Na razie rosną tu tylko sosny i brzozy, ale niedługo… Niedługo będzie tu prawdziwy dom.
A tymczasem postawiłam w wazonie świeże gałązki brzozy i cieszę się ich młodą zielenią. Zanurzam twarz w delikatnych listkach i głęboko wdycham życiodajną energię. Codziennie dolewam im wody do wazonu, a one odwdzięczają mi się swoją urodą.