Czasami jest trudno…
Wiem, sama wielokrotnie mówiłam, że masz tak jak myślisz. Skoro więc myślę, że trudno, to dlatego tak jest? przecież tak naprawdę to zanim zaczęłam o tym myśleć to się zjawiło. To dopiero obecność tego wywołała trudność, którą czuję. Ściągnęłam to nieświadomie? Tak naprawdę miałam z tym niewiele wspólnego, zadziało się obok mnie i mnie walnęło. No, nie tylko mnie, ale też moich bliskich. Co z tym zrobić? Zaakceptować? Niech jest? Tak, akceptacja to jest to czego nas uczą i czego sami się uczymy, bo jest trendy. Tylko czy naprawdę wszystko trzeba akceptować? A ja mam ochotę się zbuntować. Nie chcę żeby było trudno. Nie tak!
Mam na myśli co najmniej dwie rzeczy. Z jedną muszę się rozprawić, powiedzieć co myślę. Nie mogę akceptować egoizmu i dokuczania. Nie mogę zaakceptować raniącego zachowanie, nie liczenia się z drugim człowiekiem, nie mogę akceptować nieuczciwości, nawet jeśli to nie dotyczy mnie bezpośrednio. Zawiodłam się, rozczarowałam i muszę to powiedzieć, bo każdy ma prawo okazać swoje niezadowolenie. Ja też. Proszę tylko, nie rańmy innych. Nie gnojmy drugiego człowieka. Jeśli zrobił coś nie tak, powiedzmy mu, że nie podoba nam się to co zrobił bardzo konkretnie. Nie uogólniajmy, nie generalizujmy. Powiedzmy jak się czujemy w danych okolicznościach, powiedzmy, że nie możemy zaakceptować jego zachowania, ale na litość boską nie mówmy mu, że jest do niczego! Nikt nie ma prawa pozbawiać drugiego człowieka poczucia własnej wartości. Zresztą nie ma człowieka, który byłby do niczego. Każdy ma jakieś wartości, każdy coś umie. Większość też się stara. Doceniajmy starania. Doceniajmy życzliwość i to, że ktoś nas traktuje po koleżeńsku, nie róbmy z tego zarzutu. Nie odwracajmy kota ogonem. Nie zostawiajmy po sobie ruin.
Druga rzecz jest trudniejsza, tu nie bardzo mogę się buntować, bo to chyba nic nie da. Z tym muszę się pogodzić i nie mogę.