Jestem antyfeministką czy nie?
Feminizm, takie modne słowo, wywołujące w niektórych kobietach emocje. Zastanawiam się, co się stało z kobietami i dlaczego? Przeciętna dziewczyna dzisiaj chciałaby, żeby mężczyzna był omnibusem. Żeby zarabiał na życie, zajmował się dziećmi, gotował i sprzątał, żeby kochał, akceptował i chwalił. Ma ją szanować, podziwiać i umożliwić zrobienie kariery. Myślę, że od księcia na białym koniu nikt tego nie wymagał… Teraz kobiety znają swoją wartość i wymagają. Tylko dlaczego nie od siebie? Tak naprawdę jeśli chcesz mieć wartościowego męża, bądź wartościową żoną. Jeśli chcesz mieć wartościową żonę, bądź wartościowym mężczyzną. Zanim coś zechcesz, najpierw daj. Dla ścisłości dodam, że mężczyźni też mają wymagania i to jakie…
Wracając do feminizmu, wydaje się, że nigdy by nie powstał, gdyby mężczyźni byli w porządku wobec kobiet. To szowinistyczne zachowania pchnęły kobiety na barykady feminizmu i słusznie, bo nikt nie chce być nikim i każdy ma prawo walczyć o swoją godność i swoje prawa. Tylko w jakim kierunku to poszło? Czy w konsekwencji nie obróciło się trochę przeciw samym kobietom? Wywalczyły sobie prawo do pracy. Super, tylko, że poskutkowało to tym, że do pracy, którą z zasady, kobieta ma w domu, doszła praca zawodowa. Dobrze, gdy zarabia tyle, że stać ją na pomoc domową, ale jeśli nie, to co? To zaiwania jak mały samochodzik na dwa etaty. Eksploatuje się, traci radość życia, bo nie da się być szczęśliwą, jak się na nic nie ma czasu. Rano pośpiech i nerwy, żeby zdążyć. Rodzice do pracy, dzieci do przedszkola czy szkoły. Potem bieg z powrotem i szybkie gotowanie obiadu. Obiadu nie da się ugotować szybko więc albo jest to byle co z półproduktów sklepowych naszpikowanych chemią i nieświeżych, albo tak ja ja robiłam. Poświęcałam weekendy żeby nagotować na tydzień i mroziłam lub wkładałam w weki. A kiedy odpocząć? Ile jeszcze wytrzymasz?
Ja miałam szczęście mieć dobrego męża, który mi pomagał. On zmywał, ja wycierałam. Ja smażyłam kotlety, on obierał ziemniaki. Robił pranie, sprzątał. Rozdzielaliśmy prace domowe między siebie. Potem dzieci też były zaangażowane w prace domowe. Chłopcy pomagali w sprzątaniu i gotowaniu, a mimo to byłam zmęczona i wyeksploatowana. Pogodzenie zawodowej pracy z domową jest nie lada wyzwaniem. A jeśli mąż jest wałkoniem? Jeśli jest pijakiem? No cóż, albo się taka kobieta męczy jeszcze bardziej, albo się rozwodzi. Rozglądam się po świecie i widzę mnóstwo nieszczęśliwych kobiet. Nieszczęśliwych w swoich małżeństwach, nieszczęśliwych w swej samotności. Dlaczego, co zawiodło? Myślę, że na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Co człowiek to inny przypadek, ale chcę się pokusić o drobne spekulacje myślowe…
Poteoretyzujmy… Jak się tak cofnę w czasie i przypomnę sobie siebie sprzed lat to widzę młodą, zmęczoną kobietę, która marzyła o tym, żeby być z dziećmi w domu, żeby w spokoju wszystko zrobić. Najprzyjemniej wspominam czas, gdy będąc w ciąży z pierwszym synem rzuciłam biurową robotę, której nienawidziłam i zajęłam się domem. Codziennie wymyślałam smaczne obiady, miałam czyściutko bez specjalnego wysiłku, bo sprzątałam regularnie i po trochu. Gdy urodziłam, byłam szczęśliwą matką spędzającą ze swoim dzieckiem tyle czasu ile trzeba. Ja w dzień robiłam to co trzeba w domu, mąż pracował, a jak przyszedł z pracy miał dobry obiad i stęsknioną żonę. Wieczory były nasze. Wspólne rozmowy, spacery, plany…
Ozdabiałam mieszkanie, szyłam, haftowałam, działam, czytałam, miałam czas na wszystko. Tak, to było tradycyjne, ale nie do końca. Po obiedzie zmywaliśmy razem, a mój mąż zawsze się angażował w domowe życie, nasze życie. Kochał mnie i szanował i myślę, że wiele kobiet w tym czasie chciałoby tak żyć. Kobieta realizuje się jako matka, to jest wielka i najważniejsza rola w jej życiu. W tym czasie nie ma miejsca na karierę zawodową. Co więcej, praca zawodowa kobiet mających małe dzieci nie powinna mieć miejsca, bo jest to ze szkodą nie tylko dla dzieci ale też i dla samych kobiet.
Tylko jak to zrobić gdy żyjemy w kraju o tak niskich zarobkach, że rzadko który mężczyzna da radę sam utrzymać rodzinę?Często praca kobiety jest absolutnie niezbędna. Moje szczęśliwe bycie z synem też się skończyło. Musiałam zarabiać i mimo pomocy ze strony męża byłam coraz bardziej zmęczona i niezadowolona. W ogóle nie mogę sobie wyobrazić przeżyć kobiety, która nie ma wsparcia i wszystko musi robić sama. Mogę tylko domyślać się jaka musi być silna i jaka nieszczęśliwa.
No dobrze, ale skąd się wziął ten pęd kobiet za pracą, ta chęć do stawiania znaku równości miedzy kobietą a mężczyzną? Nie oszukujmy się, ale nie ma równości między płciami, bo my z założenia już różni jesteśmy i fizycznie i emocjonalnie. Do czego innego służy kobieta, a do czego innego mężczyzna i tak jest od stworzenia świata. Każda płeć ma swoje zalety, prawa, predyspozycje i role.
Zawinił męski szowinizm. Mężczyźni nadużywali swojej siły. Kobieta zamiast być traktowana z szacunkiem była przez lata wykorzystywana. Zawinił kościół, który uczynił z kobiety grzesznicę, który wprowadził patriarchat. Kobieta zależała od mężczyzny, od jego dobrej woli. Sama nie istniała. Sama była nikim. Liczył się samiec. To było chore i złe i to spowodowało, że kobiety zaczęły walczyć o swoją godność, o niezależność, o prawo do pracy, do głosowania. Chciały być ludźmi, a nie cieniem mężczyzn. Wiele im się udało. Teraz niby mogą robić to o co walczyły. Tylko czy są zadowolone? Okazało się, że wzięły na siebie jeszcze więcej obowiązków i odpowiedzialności. Wydaje mi się, że nadal rządzą mężczyźni. Owszem kobiety zasiadają w parlamencie, są premierami, przedsiębiorcami, ale nadal nie jest tak jak być powinno. Feministki z kolei występują często przeciwko mężczyznom. Wydaje się, że nie ma właściwie różnicy między szowinizmem, a feminizmem. Jedno wynikło z drugiego, a każde jest przeciw czemuś… To dwa końce kija, którym się biją płcie.
A jak być powinno? Teraz to już chyba pobajkuję…
Pokój, miłość, harmonia – trzy uniwersalne słowa, które trzeba wprowadzić w czyn. Jeśli wszyscy by się tego trzymali, nie byłoby wojen. Ani tych z czołgami i poprzebranymi za żołnierzyków chłopcami, wysyłanymi na śmierć, przez siedzących na tyłach, starych generałów. Nie byłoby wojen o władzę i pieniądze. Nie byłoby też wojny płci, bo i po co? Przecież każdy żyłby zgodnie ze swoją płcią, a tę drugą szanował. Każdy by robił to, do czego jest stworzony i nikt nie musiałby udowadniać swojej wartości. Pokój, miłość, harmonia – do tego dążmy, tego się trzymajmy, a wszystko się ułoży. Oczywiście wiemy, że zawsze, wszelkie zmiany zaczynamy od siebie.