Strona główna»W życiu

Na wysokim krześle

Zmieniam się. Dokonuje się to pomału, ale sukcesywnie. Tak naprawdę chodzi o priorytety, bo zawsze jakieś tam każdy ma. Wychowana byłam w priorytecie obowiązku. Dużo rzeczy było ważnych, a nawet ważniejszych niż ja. Już jako dziecko zaprzęgnięta zostałam do sprzątania. Odkurzanie, szorowanie i zmywanie to coś, co było niezmiernie ważne dla mojej mamy. Porządek musi być i czystość nieskalana. Najbardziej nie lubiłam zmywania naczyń, chyba dlatego, że z kranu przeważnie leciała tylko zimna woda, a czasami wcale jej nie było. Z tej zmywaczej frustracji popełniłam nawet jeden ze swoich pierwszych wierszy, w którym ze swadą krzyczę, że nie lubię brudnych garnków.

Wychowanie w czystości odniosło skutek, bo potem przez wiele lat przywiązywałam do tego dużą wagę. Mój mąż też lubi czystość w domu i pod tym względem dobraliśmy się idealnie. Tylko, że jemu to zostało, a mi przeszło…

Nie będę pisać co się stało, ale  stało się tak, że sprzątanie przestało mnie interesować. Coraz bardziej zaczęłam je sobie odpuszczać. Nie żebym zaraz chciała w brudzie mieszkać, ale nie potrzebuję już błysku a kurze zamiast codziennie, to co najwyżej raz na tydzień mogą się mojej uwagi doczekać. Priorytety mi się zmieniły i mam głębokie pragnienie pasjami swoimi się zajmować. Wiem, wiem, mogę, bo i tak brudno nie mam. Mój kochany z upodobaniem godnym maniaka bierze sprawy w swoje ręce, a że pracuje zawodowo więcej ode mnie, to mi się wyrzuty sumienia uruchamiają i jednak pomagam. Robię to z niechęcią i niecierpliwością niejaką, bo sił mi szkoda i czasu. Czytać chcę, malować, pisać, z synem rozmawiać, na spacer iść, medytować i robię to. Po wielu latach zaiwaniania i życia na wysokich obrotach przyszedł czas na odpuszczenie. Odpuszczam wiec co tylko mogę.  Gotowania nie mogę, bo by mi się chłopaki zamorzyły i tu się wykazuję nadal, ale to akurat nawet lubię, bo twórcze jest.

Skąd mi się to „wysokie krzesło” wzięło? Na niedawnych warsztatach trzeba było coś o sobie powiedzieć, a inspiracją do tego stała się karta Dixit. Patrzę na obrazek i cóż widzę? Karteczka niebieska, a na niej bałagan,  ponad tym, na krześle wysokim, dziewczynka sobie siedzi i  zacina na skrzypcach aż miło. Opowiedziałam więc o sobie to co wyżej, a potem z krzesła symbol  zrobiłam. Teraz, gdy zajmuję się tym co lubię, gdy się zatracam w czytaniu czy malowaniu, to mówię, że na wysokim krześle siedzę i że mam do tego prawo. Obrazek podoba mi się niesłychanie i chyba namaluję go na płótnie.

dixit-karta

A teraz konkluzja końcowa, bo w końcu morał jakiś z tego być musi. Może zbyt mocne mi się nasuwają myśli, ale uważam, że tak jakoś przebiega często wychowanie dziewczynek, że przygotowywane są do usługiwania i zajmowania się wszystkim oprócz samej siebie. Kobieta jest żoną, matką, pracownicą i ciągle coś musi. Nie tylko wszystkim dookoła, ale głównie jej samej wydaje się, że nie ma prawa do odpoczynku, bo całe jej życie jest wypełnione wieloma obowiązkami. I tak „matka Polka” nie tylko wszystko z siebie daje, ale też wszystkiego sobie odmawia. Przemęczona, źle się czuje, ale musi, bo trzeba. Czasami ma chwilę oddechu jak zachoruje, więc gdy już całkiem z sił opadnie i sfrustruje się zupełnie, zaczyna uciekać podświadomie w chorobę. Sama sobie nie daje wytchnienia, ale organizm ją zmusza do odpoczynku. Charakter jej się też coraz bardziej zgryźliwy robi i w konsekwencji przychodzi taki moment, że nie tylko innych, ale i samą siebie morduje.

Apel  mi się na koniec ułożył do pań zajętych, zmęczonych, sfrustrowanych, żeby na krzesło wysokie się wspięły i jakaś pasją ciekawą zajęły.

Ps. Wydaje mi się, że to co pisałam nie wszystkich  kobiet dotyczy, bo wyrosło już młodsze i troszkę bardziej świadome pokolenie. Jakoś tak wraz z postępem coraz leniwsze się robimy i powiedzmy sobie, że mamy do tego prawo. Tylko proszę nie popadać w skrajności, bo to są luźne rozważania i pod dyskusję je poddaję.

 

 

18.03.2014
Jeżeli lubisz mój blog, obserwuj profil na Facebooku.

do góry
Komentarze
comments powered by Disqus