Strona główna»W życiu

O przekonaniach. Siła sugestii #3

Kiedyś, dawno temu byłam kompletną ignorantką. Poskutkowało to podupadnięciem zdrowotnym. Przeziębiałam się co rusz. Wystarczyło, że ktoś koło mnie kichnął, to ja też. Wściekałam się więc na każdego chorego, który zamiast leżeć w łóżku zjawiał się koło mnie.

Nie wiem skąd, ale miałam takie przekonanie, że się zarażam. Wtedy nie wiedziałam, że to przekonanie :) W 2005 roku mój stan zdrowia był fatalny, ciągnęłam zwolnienia z pół roku. Wtedy, jakimś wspaniałym cudem dowiedziałam się o masażu Lomi Lomi Nui. Najpierw byłam biorcą, a potem pomyślałam, że chciałabym tak ludziom pomagać i zaczęłam się go uczyć. Nie muszę chyba pisać, że moje zdrowie dzięki temu miało się lepiej.

Nauce masażu towarzyszyła bardzo głęboka edukacja. Zaczęłam poznawać zasady huny – hawajskiej filozofii. Wiedziałam już, że pierwsza zasada – IKE – mówi o tym, że świat jest taki, jaki myślimy, że jest. Nie było łatwo tak od razu w to uwierzyć. Chociaż wszystko czego się wówczas uczyłam wydawało się mądre i wspaniałe, stare przekonania tkwiły we mnie jak gwóźdź.

O zasadach huny pisałam na dotyklomi

Opowiem o tym jak pozbyłam się wiary w „zarażanie”. Było to już po kursie podstawowym, na warsztatach dla absolwentów. Prawie cała grupa  była na miejscu i czekaliśmy na ostatnią osobę. Weszła spóźniona i cała zafrąflona. Czerwony nos i oczy wskazywały na duże przeziębienie. Jak ją zobaczyłam, to aż się we mnie zagotowało z oburzenia. Mój monolog wewnętrzny wyglądał mniej więcej tak: „Jakaś idiotka, zamiast siedzieć w domu i grzać się w łóżku na warsztaty przyjechała. Wszystkich nas pozaraża, a już mnie to na pewno!” Na szczęście siedziałam cicho i mogłam zaobserwować taką scenę:

– Jestem taka chora, że już myślałam, że nie przyjdę, ale się zmobilizowałam i jestem – wyszeptała przez nos nowo przybyła. W tym momencie nasza nauczycielka Danusia Adamczyk wstała, podbiegła do Kasi, przytuliła ją i powiedziała z przekonaniem – Kasiu, cudownie, że jesteś, wyjedziesz stąd zdrowa. 

Zatkało mnie i przyznam, że trochę się zawstydziłam swojej reakcji. Kurs rozpoczął się pokazem masażu synchronicznego, na cztery kochające ręce naszych nauczycieli Danusi i Jurka. Oczywiście, położyli na stół Kasię. Z nosa tak jej leciało, że trzeba było podkładać ręczniki papierowe.

Warsztaty były cudowne. A najlepszy masaż jaki dostałam zrobiły mi Kasia i Ewa. Nie zaraziłam się. Wszyscy wyjechaliśmy zdrowi z Kasią na czele. To wydarzenie było dla mnie lekcją, z której wyciągnęłam wnioski i od tamtej pory już się nie zarażam. Oczywiście zarażanie się było tematem naszych rozmów w momencie, gdy ktoś zapytał czy masować chorych? Danusia Adamczyk odpowiedziała – jak chcesz, ja masuję. Przy tym opowiedziała nam o tym jak wśród trędowatych mieszkają zdrowi ludzie i się nie zarażają. Dzieci, które się wśród nich rodzą też nie. O tym jak w czasie epidemii niektórzy chorują i zdrowieją, niektórzy umierają, a niektórzy nawet nie zachorują. Pewnie, że to zależy od wielu czynników, ale najważniejsze jest wewnętrzne przekonanie. Lęk jest jak lep, który przyciąga to czego się boimy.

Stanowcze – wyjedziesz stąd zdrowa – było swego rodzaju sugestią, masaż zaś stworzył dogodne warunki do regeneracji ciała. Zadziało się to co zadziać się miało, a co zrozumiałam tak naprawdę dopiero później.

Świadomie pozbyłam się wpojonego mi przez mamę przekonania o szkodliwości przeciągów. Ta sugestia towarzyszyła mi zawsze, ale widziałam, że nie wszystkim te przeciągi szkodzą. Postanowiłam, że mnie nie będą już szkodzić. Wybrałam sobie w wietrzny dzień miejsce gdzie był ewidentny przeciąg. Stanęłam tam w lekkiej hawajskiej chuście, zamknęłam oczy i wczułam się w wiatr. Cała moja uwaga była skierowana na ten cudowny powiew pieszczący moją skórę, rozwiewający włosy i unoszący lekki materiał. Myślałam o tym jak wspaniały jest żywioł wiatru. Integrowałam się z nim i poczułam się szczęśliwa.

O mocy sugestii i wykorzystywaniu jej w leczeniu uczyłam się na lekcjach hipnozy z Teresą Korol. Największe jednak wrażenie zrobiła na mnie wiedza o tym jak uzdrawiali polinezyjscy szamani. Pisze o tym znawca i badacz starożytnej wiedzy Kahunów Max Freedom Long w książce „Magia cudów”. W rozdziale pt: „Życiodajny sekret lomilomi” opisuje on proces uzdrawiania.  Poniżej wybrane fragmenty.

„Gdybyśmy dzisiaj połączyli szwedzkie masaże, rozmaite kąpiele, chiropraktykę, kręgarstwo, osteopatię i sugestię ze starożytną praktyką religijną nakładania rąk, otrzymalibyśmy w rezultacie zakres działań objętych lomilomi, a stosowanych kiedyś przez doświadczonego kahunę.” Dalej jest opis działań podjętych przez kahunkę, która nie przypisywała sobie wielkich zdolności uzdrowicielskich, a jednak  mężczyzna, którym się zajęła wyzdrowiał szybko. Przyjrzyjmy się jej zabiegom:

Mężczyznę obmyto gąbką nasączoną ciepłym wywarem z ziół i liści z dodatkiem soli morskiej. Po kąpieli pacjent został wytarty i ułożony w nasłonecznionym, ciepłym miejscu. Kahunka w czasie wszystkich czynności nuciła pieśń o tym, że  dolegliwości są zmywane, a ból ustępuje. Opisywała dobrodziejstwa płynące z dotyku jej uzdrawiających rąk i z dotyku okrągłych, gorących  kamieni użytych do masowania sztywnych mięśni i obolałych stawów. Po masażu kamieniami kobieta ugniatała mięśnie samymi rękoma. Kiedy ból pacjenta zelżał, jej ruchy stały się bardziej żywe i energiczne. Ściskała i wykręcała stawy i rozciągała mięśnie. Następnie położyła na nim dłonie i kazała mu odpoczywać tak, by moce uzdrawiające z jej rąk mogły przejść do niego przywracając mu dobre samopoczucie i usuwając resztki bólu. Na koniec otuliła mężczyznę kocem i zaleciła drzemkę.

Podsumowując działanie tej hawajskiej kahunki, widzimy, że jej zabiegi, które były niezwykle skuteczne, polegały na podjęciu następujących czynności: Kąpiel termiczna. Rozgrzanie mięśni i stawów w celu zmniejszenia napięcia mięśniowego i ułatwienia dalszej terapii. Potem gimnastyka stawów, energiczny masaż i nacieranie przyspieszające cyrkulację krwi, pobudzające przepływ limfy i uspokajające nerwy. Następnie odpoczynek – doskonałe lekarstwo samo w sobie.

Wszystko to było robione razem z podawaniem pacjentowi sugestii leczniczej.

„Kahuni stosowali łagodną delikatną sugestię, jeżeli tym słowem można w ogóle określić ich działanie. Jednocześnie zdawali sobie sprawę z tego, że użycie bodźca fizycznego towarzyszącego sugestii , może dawać wprost cudowne efekty. Bodziec fizyczny jest czymś materialnym, wywierającym wrażenie na niższym Ja pacjenta. Weźmy klasyczny przykład lekarza, który daje pacjentowi pigułkę, mówiąc, że uleczy ona jego dolegliwości. Tabletka jest tym fizycznym czymś, co wywołuje u chorego wiarę, że oto otrzymał lekarstwo.” Tak naprawdę ważniejsza jest sugestia od składu chemicznego pigułki.

Tylko co wtedy, gdy lekarz sam nie wierzy w wyzdrowienie? Kahuna hawajski miał pewność co do skuteczności swoich działań i tę pewność przekazywał potrzebującemu. Wiedział, że człowiek to coś więcej niż ciało, wiedział, że jak stworzy mu się odpowiednie warunki to rozpocznie się proces regeneracji.

Dzisiejszy lekarz ma mało czasu dla pacjenta, musi być pesymistą, musi powiedzieć o najgorszych rzeczach, których jeszcze nie ma, ale mogą być… Do tego nie traktuje pacjenta całościowo, bo nauka medyczna podzieliła go na kawałki. Kardiologa nie obchodzą moje kości i stawy, a ortopeda nie interesuje się moim sercem. Zapominają, że nie jestem maszyną składającą się z części, które się psują. Ja i Ty jesteśmy ludźmi. Mamy ciała składające się z wielu współdziałających i powiązanych ze sobą organów i systemów. Mamy umysł, psychikę, system energetyczny i duszę. Chcemy by nas godnie traktowano. Nie wiem jak Ty, ale ja chętnie poszłabym do opisanej kahunki i poddała się uzdrawiającej mocy polinezyjskich zabiegów. Teraz najbardziej tęsknię za słońcem…

Ostatni akapit odbiega trochę od tematu sugestii, ale akurat to mi przyszło do głowy. Porównań nie da się uniknąć. Gwoli sprawiedliwości trzeba napisać, że są też dobrzy lekarze, którzy w tej trudnej sytuacji robią co mogą. Sama niedawno usłyszałam od jednego, że człowiek to nie tylko stawy, ale też mięśnie, powięzi i przyczepy mięśniowe… Dobre i to.

A jak można sobie pomóc jeśli nie mamy na podorędziu hawajskiej kahunki? Pewną rzeczą jest, że oprócz jakiejś terapii warto pracować ze sobą i swoimi przekonaniami, ale o tym potem.

 

 

 

 

03.12.2014
Jeżeli lubisz mój blog, obserwuj profil na Facebooku.

do góry
Komentarze
comments powered by Disqus