Po wschodzie słońca
Czy niedziela rano to czas na poleżenie dłużej w łóżku? Wydawałoby się, że tak, ale nie dla mojego męża. Nie dość, że codziennie rano wstaje do pracy i już o siódmej wychodzi z domu, to w niedzielę tak samo. Różnica może polega na tym, że i mnie z łóżka ciepłego wyciąga. Oparłam się wstaniu o wschodzie słońca, ale po wschodzie dałam się namówić. Kurtka, trekingowe buty, kijki, a nawet szalik i czapka, no i w drogę. Już w samochodzie zaczęłam się rozkoszować widokami zasnutych mgłą pól i poczułam wdzięczność do tego faceta obok mnie, który ma chęci i pomysły.
Zawiózł mnie w miejsce, które znał, bo chciał, żebym ja też je zobaczyła. Wysiadam, patrzę na jezioro, od którego odgradza mnie kolczasty drut. Niezbyt miłe uczucie, takie bliskie złości.
Wyraziłam swoje oburzenie i cóż usłyszałam. Mąż zna właściciela. Okazuje się, że przez wiele lat jezioro było dostępne dla ludzi, ale nie umieli tego uszanować. Zostawiali śmieci i właściciel w końcu je ogrodził i zakazał wstępu. Pozostawiam to bez komentarza.
Wejście na górę, żeby podziwiać mazurskie krajobrazy nie było tak trudne jak mi się zdawało. Warto było wejść. Widoki, które się przed nami rozpościerały warte były rannego wstania, jechania, wspinania…
Najpierw oczywiście się zachwyciłam, potem wczułam w to pełne energii miejsce. Tak naprawdę to chciałam tam zostać i patrzeć, oddychać i czuć. A oto co widzieliśmy:
Nic, tylko pozazdrościć ludziom, którzy mieszkają w takim miejscu. Oczywiście pozytywnie, bo też bym tak chciała…
Móc codziennie kontemplować takie widoki…
Jakoś bardziej chce się żyć, jakoś głębiej się oddycha i lepiej widzi. Tam znów piękne siedlisko przycupnęło wśród pagórków pod mazurskim niebem…
Cudna przestrzeń skąpana w porannym słońcu.
A na horyzoncie stado krów…
Jedziemy piękną drogą, żeby je z bliska zobaczyć. Droga z lewej strony jeszcze zielono listna, a z prawej już się żółci jesiennie.
A oto krowy na rżysku po kukurydzy. Co one tam jedzą?
Te widoki wzywają, żeby do nich polecieć…
Lecę więc sobie i się zachwycam światem.
Trochę mi smutno, że trzeba wracać do miasta.
Ostatnie zdjęcia wykonane przez Kozłorana z rana. Czy wspomniałam, że były to Mazury garbate? Okolice Piasków koło Ełku. To tam, gdzie robię warsztaty.