Pora uciekać
Dzisiaj rano obudził mnie dziwny dźwięk. Zaczęłam nasłuchiwać… Tak, jakby ktoś trawę kosił, ale przecież jeszcze nie ma trawy… Wyglądam przez okno. Robotnicy z piłami tną drzewa.
Osiem lat temu zaczęłam tu mieszkać. Stały dwa bloki, a wokoło było dużo zieleni. Lubiłam to miejsce. Przez okno mojej sypialni widziałam duży szpaler drzew.
Za każdym oknem była przestrzeń. Na spacerach znajdowaliśmy szczęście w wysokiej trawie, różnych kwiatkach i ziółkach.
Przy bagienku, obok ogródków działkowych pasł się koń. Lubiliśmy na niego patrzeć.
Z chęcią codziennie chodziliśmy na spacery po wertepach, odkrywając różne piękne miejsca. Słychać było śpiew ptaków, bzyczenie owadów i rechot żab.
Na drodze naszych wędrówek natrafiliśmy nawet na przepyszne maliny. Były niczyje, mogliśmy najeść się do syta.
Otwierałam balkon i słyszałam śpiew ptaków, to był ich i nasz mały raj. Znikał powoli. Najpierw teren ogołacano z drzew, potem robiono wykopy i budowano kolejne bloki.
Ja wiem, że tak trzeba, że tak powstają osiedla, ale czy naprawdę trzeba wszystko niszczyć? Nie mogę zrozumieć dlaczego wycina się wszystkie drzewa, a potem robi się paskudne trawniki i wsadza jeszcze paskudniejsze tuje?
Idę na spacer. Nie ma już przestrzeni. Dookoła beton i gdzieniegdzie rachityczne iglaste drzewka. Pod nogami kostka brukowa. Jak sięgnąć wzrokiem asfalt i bruk… I samochody. Dużo samochodów wszędzie.
Wracam do dźwięku piły za oknem. Moje drzewa. Gdy rano otwierałam oczy i leżałam jeszcze w łóżku patrzyłam na rysunek drzew na niebie. Śpiew ptaków słychać było nawet przez zamknięte okna. Ten obraz zmieniał się zgodnie z porami roku. Zielono, żółto, czarno lub biało, zawsze pięknie.
Tak naprawdę wycięto już wszystko, zostały tylko te drzewa za moim oknem. Myślałam, że ocaleją. W zeszłym roku dowiedziałam się, że deweloper kupił te ziemie i że one też poczują ostrze piły. Walczyliśmy o ochronę tego zakątka z przedwojennym drzewostanem. Deweloper obiecał, że ich nie wytnie, że bloki powstaną za drzewami, że zrobi park. Prywatny park, ale co tam, najważniejsze, żeby drzewa pozostały. Dzisiaj cały dzień szalały piły, przerzedziło się. Jeszcze nie wiem do jakiego stopnia, ale już boli.
Coraz częściej jestem świadkiem dewastacji przyrody. Zawsze to przeżywam i myślę sobie, kiedy człowiek się ocknie i kiedy zobaczy swoje tragiczne w skutkach działania.
Czuję, jak przytłacza mnie beton i bruk. Potrzebuję przestrzeni, powietrza, lekkości. Nie chce mi się spacerować po osiedlu, nie sprawia mi to przyjemności. Co ja tutaj robię? To już nie mój świat. Ptaki zamilkły. Pora uciekać.