W walce z WZW. Siła sugestii #2.
Jak bardzo jesteśmy podatni na sugestię? Bardzo. Szamani wykorzystują ją skutecznie w uzdrawianiu. Są optymistami. Współcześni lekarze mówią, że muszą być pesymistami i głównie sugerują zagrożenia. Właściwie to nie wiem dlaczego, ale wiem, że muszą, bo tak mi kiedyś powiedział pewien kardiolog, gdy go zapytałam dlaczego mnie straszy. Są jednak wyjątki. Obserwowałam dwoje ludzi chorych na WZW. Kobieta wyzdrowiała. Mężczyzna nie. Myślę, że kluczową rolę odegrało tu nastawienie lekarzy i pacjentów.
Młoda kobieta usłyszała od lekarki, że ma raka wątroby. Ot, tak prosto z mostu, po obejrzeniu wyników z badania krwi. Pewnie, że był to dla niej szok i w pierwszej chwili nawet uwierzyła. Postanowiła jednak, że znajdzie sobie innego lekarza. Pojechała daleko i trafiła na „swojego pana Doktora”. – Co panią do mnie sprowadza? – zapytał. – Mam raka wątroby – odpowiedziała. Ów Doktor przez ogromne D, spojrzał na wyniki badań. – A gdzie wynik biopsji? – Nie mam – odparła zgodnie z prawdą. – Jak to pani nie ma? To skąd ta diagnoza? Chyba, że na Mazurach już tak daleko posunęła się medycyna, że z wyników krwi lekarze potrafią zdiagnozować nowotwór. My, tu na Pomorzu, niestety, musimy jeszcze robić biopsję.
Młodej kobiecie „zapaliła się lampka”. Jak to ? Próby wątrobowe przekraczały normę trzykrotnie, a On mówi, że to nie rak? – — To, że ma pani WZW typu C, oraz określoną wiremię, nie świadczy o nowotworze wątroby. Proszę się skontaktować z poradnią chorób zakaźnych w Gdańsku i zrobić biopsję.
Wynik biopsji: Brak zmian histopatologicznych!
Na następnej wizycie u pana Doktora została zapisana na leczenie interferonem. Czas oczekiwania – półtora roku. Poznałam ją w tym okresie zawieszenia i zastanawiania się nad sensem trudnej kuracji. Poczytała sobie, że takie leczenie przynosi więcej szkody niż pożytku, że są straszne skutki uboczne i że jest tylko 5% szansy na wyleczenie. Pojechała do poradni z dość negatywnym nastawieniem. – Panie doktorze, nie chcę rozpoczynać tego leczenia. – Jak to? Skąd taka decyzja? – Bo wiem, że tylko 5% pacjentów wychodzi z tego. Jaki więc jest sens pompować w siebie taką chemię?
– Jak pani wyjdzie z założenia, że nie warto, to nawet jak wpompujemy 72 zastrzyki to nie zadziała, ale jak się pani zaprogramuje, że należy pani do tych 5% wyleczonych, to i po 12 zastrzykach pozbędziemy się tego WZW.
Czy uwierzyła? Tak. Chwyciła się tych słów jak tonący brzytwy i pomyślała: Faktycznie, dlaczego nie miałabym być w tych pięciu procentach wyleczonych? Przecież mam szansę. I zaczęła leczenie. Kilkanaście tygodni później usłyszała – wiremia niewykrywalna!
Oto jak Ela sama opowiada o swoim leczeniu:
„Na etapie startu podpisałam zgodę na leczenie interferonem i rybawiryną. Po pierwszym zastrzyku, pielęgniarka ostrzegła mnie, że między 3, a 5 godziną, może wystąpić stan podgorączkowy. Dostanę wtedy dodatkowy koc i paracetamol. – Tak ? A to takie coś może być? – zapytałam i usłyszałam zdumioną odpowiedź – to nie czytała pani informacji o skutkach ubocznych? – Nie, nie czytałam. -To proszę później porozmawiać o tym z lekarzem prowadzącym.
Na pierwszy zastrzyk mój organizm zareagował tak, jak zasugerowała mi pielęgniarka. Po 4 godzinach zaczęłam odczuwać dreszcze, temperatura sięgnęła 38,5 st C. Wskoczyłam w dodatkowe dresy, pod dodatkowy koc i położyłam się do łóżka. Obudziłam się następnego dnia. Wydawało mi się, że przespałam całą noc. Jednak pacjentka z sąsiedniego łóżka wyprowadziła mnie z błędu. Okazało się, że wstawałam wielokrotnie, piłam wodę, szłam do łazienki i dalej spałam. Nie pamiętałam z tego nic. Zgodnie z sugestią pielęgniarki, spytałam rano na obchodzie mojego Doktora o skutki uboczne.
– Pani Elu, nie ma co czytać, nie ma co słuchać innych. Proszę przede wszystkim słuchać swego organizmu. On najlepiej pani powie, co się z nim dzieje. Jeśli powiedziałbym, że może pani odczuwać ból stawów – to będzie go pani czuła. Dlatego, proszę nie czytać o skutkach ubocznych, nie słuchać innych pacjentów, a tylko i wyłącznie siebie i swego organizmu. Jeśli będzie się pani chciało spać – proszę się kłaść i spać i tak ma być ze wszystkim. Widzimy się za dwa tygodnie. Tu jest wypis, tu są pierwsze zastrzyki. I proszę pamiętać – tylko pani organizm wie, jak ma reagować na to co mu się aplikuje.
Więc słuchałam swego organizmu. W piątek wieczorem robiłam zastrzyk, kładłam się spać, budziłam z bólem głowy. Jadłam, i szłam spać dalej. I tak mijał weekend. W poniedziałek do pracy. Słuchałam siebie przez 48 tygodni. Mój organizm okazał się być zupełnie niespójny z tym, o czym pozwolono mi przeczytać dopiero po zakończeniu kuracji. Gorączkował między 3 a piątą owszem, ale dobą, a nie godziną. Miałam więcej energii niż przed kuracją, a do tego dobry nastrój, chociaż inni mają depresję i stany lękowe. Nie miałam innych objawów poza bólem głowy i sennością następnego dnia. Mój lekarz miał rację, że pozwolił mi ulotki przeczytać dopiero po zakończeniu leczenia. Wspomógł też mój organizm suplementacją, której inni lekarze nie proponowali swoim pacjentom. Zdarzyło się kilka razy, że mój Doktor wyjeżdżał za granicę i miałam lekarkę zastępczą, która kwestionowała suplementację. Za każdym razem informowałam ją, że jeśli mój lekarz uznał za stosowne tę suplementację mi zalecić, miał na myśli moje dobro. Gdyby nie jego pomoc i nastawienie wyglądałabym dziś i czuła się pewnie tak, jak pozostali pacjenci czekający na korytarzu.
Na koniec 48 tygodniowej kuracji lekarka zastępcza, zleciła mi powtórne badania krwi, bo uznała, że nie można mieć takich dobrych wyników morfologii. Jak to nie można ? Widać można, skoro byłam tam, siedziałam naprzeciwko niej i miałam się naprawdę świetnie. Powtórzyłam badania w laboratorium gdańskim, bo przecież w Ełku z pewnością je przekłamali według tej pani i … wyszło na to, że można mieć dobre wyniki. Ba, nawet istnieją przypadki, które mają szczęście trafić na mądrego lekarza, słuchają swego organizmu, oraz bardzo wierzą w pozbycie się choroby. Ci zyskują to co najważniejsze – zdrowie.”
Elę podziwiam i dlatego o niej opowiedziałam. Jest ona wspaniałym przykładem siły sugestii i autosugestii. To, jak podeszła do swojego leczenia i jego efekt daje nadzieję innym chorym na tę i inne ciężkie choroby, które czasami traktujemy jak wyrok.
Natomiast wspomniany przeze mnie wcześniej mężczyzna miał wszelkie skutki uboczne jakie tylko były na wiadomych ulotkach. Czuł się zgodnie z tym jak mu mówił jego lekarz, czyli bardzo źle. Zrobił się tak przykry dla rodziny, że wytrzymać z nim nie mogli. Kuracja interferonem nie dała rezultatu. Nie uwierzył, że może się znaleźć w tych zaczarowanych pięciu procentach.
Siła sugestii? Pewnie też inne rzeczy były ważne, ale sile sugestii nie można odebrać mocy. Kiedyś daleko stąd szamani polinezyjscy mieli wspaniały system uzdrawiania zwany Lomi Lomi Nui. Teraz my znamy tylko masaż o tej nazwie, ale pierwotnie był to cały proces składający się z wielu elementów. Miedzy innymi kluczową rolę odgrywała sugestia. Pisał o tym znawca tamtejszej kultury Max Freedom Long, ale o tym następnym razem…
Eli dziękuję, że podzieliła się swymi przeżyciami.