Zieleń tysiąca drzew
Są na świecie miejsca i ludzie. Bywamy, spotykamy się. Kolekcjonujemy wspomnienia. Każde miejsce, każde spotkanie ma jakiś, czasem nieznany sens. Szukam znaczenia, myślę po co. Stwarzam sytuacje, reaguję, odczuwam, doznaję… Coś odchodzi, coś zostaje…
Zieleń tysiąca drzew, lustro wody, szorstkość traw, korale poziomek i jagód, palące słońce, ulewny deszcz, bezkresne niebo. Szum, rozmowy, spojrzenia, domysły, rozstania, różnice. Niepokój.
Wczoraj, dzisiaj, jutro. Czas powolny i szybki. Czekam. Doświadczam burzy uczuć, zdziwienia. Rozumiem lub nie. Kim jestem dla was? Kim dla siebie?
Zieleń tysiąca drzew onieśmiela, zachwyca. Wysokie pnie, miękkie mchy, bose stopy. Głębia jeziora, integracja. Jednoczę się, unoszę, oddycham. Tak, tego chcę. Bez przebrania, po prostu być.
Spektakl na niebie, dom wtulony w zieleń, niepełne uzębienie starego płotu…
Niebieskość nieba i wody, biały trójkąt żagla i zieleń tysiąca drzew.
W suchej trawie żółtość, zieloność i czerwień.
Jak okiem sięgnąć odcienie spokojnej zieleni. wzrok przyciągnęła gniada klacz i takiż płot w oddali.
Szum i zapach łąk przyciąga, zachwyca, uspokaja.
Kolorowe akcenty naszego obozu… Nas tam już nie ma i nawet nie został ślad. Jest wspomnienie.