Nie mogę się otrzepać
Od kilku dni nie mogę się otrzepać z przykrego wrażenia. Dowiedziałam się, że zrobiłam coś strasznego.
– Dana, mamie nie podoba się twój artykuł. Ma żal o to co napisałaś o babci.- Powiedziała moja siostra.
– A co ja napisałam?
– Napisałaś, ze babcia była głupia.
– Nic takiego nie napisałam, wręcz przeciwnie… W moim mózgu zapaliło się tysiąc gwiazdek i migają do tej pory. Nie mogę przestać o tym myśleć. Tym bardziej, ze mój syn też wysłuchał wywodu mojej mamy i zdziwił się niepomiernie, bo on w moim tekście niczego takiego nie widział.
– Babciu, musiałaś źle zrozumieć… Ale babcia jak zraniona sarna płacze cały dzień, bo jak można tak napisać i to w dodatku publicznie.
O tak, ten artykuł był bardzo szczery, ale obnażał raczej moją młodzieńczą głupotę i z tego powodu nawet się przez chwilę zastanowiłam czy upubliczniać, czy przyznawać się, że kiedyś taka durna byłam. (Na swoja obronę mam to, że byłam pod wpływem komunistycznej, zakłamanej szkolnej historii) Stwierdziłam jednak, że czemu nie? Nie mam ochoty odgrywać jakiejś roli albo udawać inną niż jestem. Zawsze byłam szczera i mówiłam co myślałam. Nie lubię fałszu i obłudy. Nie lubię udawania i kreowania się. Nie wstydzę się swoich wiejskich korzeni. Wracam do nich teraz. Lepiej późno niż wcale. Zatoczyłam krąg i właśnie teraz bardzo by mi się przydała mądrość moich dziadków. Odeszli i nawet nie mam kogo zapytać o wiele ważnych rzeczy. Mamy nie zapytam, bo ona odcięła się od przeszłości. Przy niej trzeba udawać, że przeszłości nie było. Trudne to jest, ale się dostosowałam.
Wiem, że bycie tu i teraz jest najważniejsze. Wiem, że moc należy do teraźniejszości. No i co z tego? Czy to znaczy, że przeszłość jest nieważna? Że można ją ot tak po prostu zamieść pod dywan? Człowiek jest jak drzewo, które w ziemi trzyma korzenie, a koroną sięga nieba. Bez korzeni nie ostoi się ani roślina ani człowiek. Słyszałam, że rodzice dzieciom powinni dać korzenie i skrzydła.
Korzenie to nasi przodkowie, dom, rodzina, tradycja, opieka, wzajemna pomoc, prawość i uczciwość, ład i porządek moralny. To świadomość, że mamy rodzinę i możemy na nią liczyć. Korzenie dają umocowanie, dają podstawy i dobre wybicie do lotu. Dają też pewne lądowanie i świadomość, że zawsze jest takie miejsce, gdzie można bezpiecznie spocząć.
Skrzydła zaś to otwartość na świat, to otwarte horyzonty i zachęta do „latania”. To pokazanie, że w życiu jest dla każdego miejsce na jego lot, że cokolwiek się robi, można to robić wspaniale i być z siebie zadowolonym. To pewność, że warto rozwinąć skrzydła.
Czy tego chcemy czy nie to mamy przodków po mieczu i po kądzieli. mamy zmieszane geny i tradycje dwóch rodzin. Najbardziej kształtujemy się w dzieciństwie. Wtedy tworzymy swoje najgłębsze przekonania. Wtedy powstaje najwięcej filtrów przez które patrzymy na świat. Kształtujemy nasze życie na bazie tego co dostaliśmy od rodziców, od nauczycieli, od życia. Dlatego każdy z nas jest inny i ma inne spojrzenie na świat, bo siedzi w swojej „bańce”, która mu filtruje to, czego doświadcza.
Kilka osób może oglądać jakieś wydarzenie i każda opowie o nim po swojemu. Zwróci uwagę na inne rzeczy… Każdy ma inne wrażenia i inne spojrzenie. Dlatego tak dużo jest nieporozumień. A jeśli na to wszystko nałożą się jakieś traumatyczne przeżycia zaczynamy żyć we własnym, dziwnym dla innych świecie. Oceniamy innych przez pryzmat naszych doświadczeń. Domyślamy się co ktoś chciał powiedzieć, chociaż nie powiedział. Czytamy w myślach, generalizujemy. Tworzymy konflikty, obrażamy się, czujemy się zranieni, zamykamy się w sobie albo bez sensu się kłócimy.
Z jednej strony do pewnego stopnia to jest normalne i oczywiste, ale czasami przekracza granice i boli, cholernie boli. Co robić? Odpuścić? Nie zwracać uwagi? Czy tłumaczyć się i walczyć? Każdy ma na to swoje sposoby…
Wracając do artykułu. Jest coś takiego jak czytanie ze zrozumieniem, jak uwzględnienie kontekstu i nieprzypisywanie nikomu złych intencji. Mój tekst jest oddaniem hołdu moim przodkom, docenieniem ich i tęsknotą za nimi. Został zrozumiany opacznie. Zaważyło jedno niefortunne zdanie… A właściwie jego nadinterpretacja. Przepraszam jeśli kogoś uraziłam. Nie miałam takiego zamiaru. Moi bliscy, którzy odeszli wiedzą o tym, bo wiedzą więcej niż żyjący. Dla nich wszystko jest jasne, oni byli w mojej medytacji powodując wzruszenie i chęć tego uwiecznienia. Oni wiedzą co o nich myślę i ja wiem i jest dobrze i nic nikomu do tego. Uf, chyba się otrzepałam.