Podziw
Podziw to wspaniałe i budujące przeżycie, jest to taki stan psychiczny, który przychodzi wtedy, gdy patrzymy na coś co nam się podoba i kiedy mamy kontakt z czymś wyjątkowym. Moja skala podziwu sięga pod sufit gdy przebywam w Starej Szkole, w gościnie u państwa Ani i Pawła Horbików. Tak naprawdę to jest pensjonat, ale doprawdy inny niż wszystkie. Bywałam w wielu miejscach z racji podróży i warsztatów. Wiele z tych miejsc było całkiem do rzeczy, ale żadne nie jest mi tak bliskie. Do Starej Szkoły wracam, bo po prostu tęsknię.
Kiedyś zaprowadziły mnie tam Anioły. Nie ma się co dziwić, bo przecież Anioły wiedzą gdzie są inne Anioły… Szukałam miejsca na Vedic Art. Odwiedziłam wiele pensjonatów w okolicy Ełku i jakoś żaden mnie do siebie nie przekonał. Czepiałam się, że gospodyni niesympatyczna, że łóżka do kitu, że śmierdzi w jadalni, ot taka czepialska byłam. Aż którejś niedzieli jadąc sobie przez Piaski poczułam coś nieokreślonego, coś co mnie zawołało bezgłośnie. Zatrzymaliśmy samochód, daliśmy wstecz i naszym oczom ukazał się nienachalny, świetnie wkomponowany w otoczenie napis – Stara Szkoła. Stanęłam w zachwycie i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Właściciele i twórcy tego miejsca są odtąd dla mnie jak wzór z Sevres. Tu nie ma się do czego czepiać, tu można wszystko tylko podziwiać.
Wyrażam swój zachwyt nieskrępowanie, bo szczery jest i myślę, że pochwał nigdy dość, szczególnie gdy się należą. Nic nie mogę poradzić na niesforne myśli, które przychodzą mi do głowy każdego ranka przy obfitym śniadaniu. Czasami przypominam sobie dla kontrastu chyba, jak to parę lat temu nocowaliśmy w Kazimierzu Dolnym w pewnym pensjonacie, którego nazwę na szczęście zapomniałam, a śniadanie składało się z jajecznicy z dwóch jajek, kromki chleba i marnej herbaty. Do tego napompowana właścicielka patrząca spod oka… Czuliśmy się jak intruzi… Zabraliśmy się stamtąd czym prędzej.
A w Starej Szkole? No cóż, tu się czuję jak gość, na dodatek mocno przejedzony, bo nie wiem jaki trzeba mieć w sobie opór żeby nie spróbować wszystkiego co wyczarowała w kuchni pani Ania. Tak więc na śniadaniowym stole, przykrytym krochmaloną serwetą stoją koszyczki pełne świeżo upieczonego chleba i bułeczek pachnących obłędnie. Gdy posmarowałam taką bułeczkę splecioną w warkoczyk albo kwiatek, świeżym własnej roboty masłem, myślałam, że się rozpłynę z rozkoszy podniebiennej. Tak naprawdę mogło mi już to wystarczyć, a tu jeszcze w maleńkich szklanych miseczkach pasty pyszne, na półmiskach domowe sery i wędliny… Na gorąco placuszki lub naleśniki… Do tego jajko na miękko misternie zawinięte w lnianą serwetkę coby nie stygło za szybko. Lub jajko w pojemniczku glinianym zapiekane, z masełkiem. A jajka tak smaczne, że o soli i pieprzu zapomniałam. Na pewno od szczęśliwych kur i świeżości najpierwszej. Do tego pomidory, ogórki, rzodkiewki najczęściej z ogródka… Szklane dzbanki ze świeżo przyrządzonym sokiem mienią się żółto lub zielono i wzbogacają te smaki i kolory. A do tego kawa i herbata w najlepszym gatunku, czym chata bogata, bez ograniczeń.Na obiad pyszne zupy, drugie dania i desery. Nie będę w szczegóły się zagłębiać, bo smaku nie chcę już robić większego. A na ladzie przy kuchni stoją jabłka i czekoladki gdyby jeszcze komuś mało było, w co wątpię.
Pokoje przytulne w pięknym stylu, czyste i wygodne. Najbardziej lubię te na poddaszu z łóżkiem pod dachowym oknem, przez które przed snem niebo gwiaździste widzę, a rankiem, jak tylko oczy otworzę niebo mi się jawi błękitem, szarością lub chmur pięknym malunkiem. Ze ściany Anioł na mnie zerka, albo ja z zachwytem w kaczki lecące się wpatruję. W tym roku trzy takie kaczki przysposobiłam i do domu przywiozłam, żeby mi Stara Szkoła chociaż tak małym „kawałkiem” w moim domu była. Zresztą tu dba się o każdy szczegół i goście to doceniają.
Gdy nam się zachce wieczorem razem spotkać, w gry pograć, pogadać, pośpiewać czy potańczyć, albo też cudnej nalewki pokosztować, piwniczka zaprasza. Klimacik tam niedzisiejszy, w szczególny nastrój wprowadzający. Któregoś roku masaże nam się chciało robić… Wystarczyło życzenie wyartykułować i już pani Ania z jednego pomieszczenia w piwniczce gabinet wyczarowała. Tak tylko to nazwać mogę, bo czarodziejka z niej urocza. Takiego nastroju nie miał żaden inny gabinet świata. W kominku pan Paweł napalił, coby ciepło było. Na okienku i drzwiach białe lniane zasłony upięte. Na ławach świece migające ciepłym blaskiem. Bajka po prostu! Energia cudna tam była i masowało się nam cudownie.
Zwierzęta to temat oddzielny. Nie były w planie, a są. Jak to się mówi – dobrych ludzi zwierzęta lubią, wiec któregoś roku mały pręgowany kotek przyszedł sobie, a właściwie włamał się przez okno i został – Tygrys mu na imię.
W następnym roku dołączył do niego drugi kot – Rudy, darowany.
W tym roku dołączył śliczny piesek. Też sam przyszedł i się zadomowił. Chodził z nami na spacery i łasił się do wszystkich. Jak znam Gospodarzy, to nie tylko koty, ale i pieska na zimę ze sobą zabiorą i się zaopiekują. Piesek imię dostał i teraz wabi się Piasek.
Za każdym razem jak odwiedzam Starą Szkołę zmiany i udoskonalenia obserwuje, bo przecież nie ma mowy o leżeniu na laurach, bo państwo Horbikowie maja w sobie tę pasję, która wciąż coś im robić każe, żeby wciąż lepiej było. A przecież i tak jest cudownie. Nie mieliśmy gdzie malować gdy zimno i deszcz nas dopadły? Na następnych warsztatach wielki namiot mieliśmy.
Wiatry przewiewają altanę? W tym roku już oszklona pięknie i praktycznie, a do tego prawdziwy piec chlebowy w niej powstał i podejrzeć można jak pani Ania tradycyjne bochenki chleba żytniego na zakwasie z niego wyciąga.
„Trzeba kochać ludzi” – mówią oboje i kochają i wszyscy to wiedzą, i dobrze się u Nich czują. A już ja wyjątkowo tę miłość odwzajemniam. Zresztą nie jestem wyjątkiem.
Gdy chcemy się opalać lub pływać jest pomost do dyspozycji. Z tym pomostem to się naśmiałam kiedyś… Zauważyliśmy, że na sąsiednim pomoście ptaki wychodek mają, a nasz pomost czyściutki, położyć się można bez obaw. – Co też za zabezpieczenie tu mają, że ptaki go omijają? – zachodziłyśmy w głowę. Odpowiedź przyszła, gdy skoro świt nad jezioro się udaliśmy. Że też się nie domyśleliśmy wcześniej, że pan Paweł codziennie raniutko pomost dla nas myje. Takie to „zabezpieczenie” pomostu było. Szacunek dla pana Pawła i podziękowania przesyłam.
Miejsca wokół Starej Szkoły dostatek jest i każdy dla siebie zakątek znajdzie. Można z górki na pazurki wprost do wyżej pokazanej altany polecieć. Można przy domu posiedzieć, przy jadalni, bo wszędzie stoliki, fotele, leżaki. Wygodnie, oj wygodnie można tu czas spędzić. Nawet hamak w uroczym zakątku zwykły nie jest, bo ręcznie dzierganą koronką obszyty. A jak w dół po schodach się zejdzie można dojść do całkiem ustronnego miejsca. Czasami, w upały basen tam jest dla uciechy dzieci przygotowany. I mogłabym tak długo chwalić i opowiadać, ale przecież najlepiej przyjechać i doświadczyć i cieszyć się razem z gospodarzami ze wspólnego bycia ze sobą. Pani Ania z Panem Pawłem z prawej strony stoją…