Strona główna»Gdzieś tam

Trzy …terapie…

Zastanawiałam się w jakim temacie umieścić moją opowieść. Wybrałam  – związki, bo jest to, było nie było, związek przyjacielski. Mirę poznałam dobrych parę lat temu. Studiowałyśmy razem psychologię psychotroniczną. Przebojowa, bezpośrednia, zwracająca na siebie uwagę. Nie wiem czy byśmy się zaprzyjaźniły, gdyby nie to, że razem dojeżdżałyśmy. Jesteśmy bardzo różne… Co drugą sobotę rano wychodziłam na ulicę 11 listopada i czekałam na nią. Musiała wstać wcześniej, bo jechała z Giżycka. Dosiadałam się w Ełku i całą drogę do Białegostoku rozmawiałyśmy, bo z Mirą nie da się milczeć, a ze mną chyba tylko czasami :)

Czasami byłyśmy bliżej, czasami dalej od siebie, ale nawet jeśli nie kontaktowałyśmy się ze sobą jakiś czas, bo studia się skończyły, to i tak pamiętałyśmy o sobie.  Ostatnio Mira powiedziała po prostu – przyjedź do mnie. – Dobrze – odparłam bez zastanowienia i pojechałam. Spędziłyśmy ze sobą dwa piękne dni. Ale miałam komfort! Cudownie było nic nie musieć i tylko rozmawiać… Na dodatek Mira zapodawała pyszne jedzenie. No i był Marian – wspaniały kot Miry. Pod spodem pozuje na tle, wciąż zdobiącej pokój, choinki. Mireczka przygotowywała smaczną kawę z ubitym własnoręcznie kozim mlekiem. Mistrzostwo świata i pycha.

WP_20150129_001WP_20150129_004

Marian wskakiwał mi na kolana i drobił łapkami dotąd, aż znalazł sobie miejsce do leczenia. Wyczaił je bezbłędnie – wygrzał mi, jeszcze trochę niedomagające, prawe biodro. Tak więc miałam jedzenioterapię, rozmowoterapię i kocioterapię :)

Drożdżówka z dżemem dyniowo – jabłkowym smakowała mi wybornie, a do tego naleweczka dla zdrowotności. Oczywiście domowej roboty. Świąteczne przepyszne pierniczki. Dostałam ich trochę do domu dla moich chłopaków, ale i tak sama prawie wszystkie zjadłam tak mi smakowały.

WP_20150128_006

 

 

WP_20150129_002

 

 

WP_20150128_007Obiad boski po prostu: Schabik w sosie z kurkami, ziemniaczki i jarzynka z buraczków na gorąco. Zjadłam więcej niż norma przewiduje.

Spałam z kotem w nogach i prawdziwym ogniem rozpalonym w kozie. Nauczyłam się ją obsługiwać i dokładałam drewna co by nie wygasła. Oj, uświadomiłam sobie, że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia kozy, a tak mi się podobała… Dobrze, że Mira strzeliła mi fotkę z Marianem. Koza jest w tle.

Z Ełku do Giżycka szynobusem jechałam. Wygodnie było, więc słuchałam muzyki i podziwiając krajobrazy wrażenia zapisywałam. Nawet nie wiem co tam nagryzmoliłam pod wpływem wrażeń, ale to już chyba potem przepiszę.

Teraz wszem i wobec Mireczce za gościnę dziękuję.

 

03.02.2015
Jeżeli lubisz mój blog, obserwuj profil na Facebooku.

do góry
Komentarze
comments powered by Disqus