
Byłam w kosmosie… – NY #3
Byłam wczoraj w kosmosie. Położyłam się na fotelu i odleciałam. Najpierw na horyzoncie były lasy, miasta, góry i doliny, a nade mną błękitne niebo i nagle z jakąś siłą niebywałą niebo zaczęło się zbliżać i lotem błyskawicy znalazłam się w kosmosie. Widziałam ziemię zawieszoną w przestrzeni niczym cudowny klejnot i poczułam dumę i zachwyt wielki, że mieszkam na tak przepięknej planecie.
Potem obserwowałam nasz układ słoneczny i wszystkie planety na swoich orbitach i przypomniały mi się „Dzieci pana astronoma”, które też w zachwycie się dziwiły i śpiewały: „To doprawdy niesłychane, jedno słońce dziewięć planet…” Włączałam taką bajeczkę na czarnej płycie swoim małym dzieciom dawno temu. Zaszczepiło to w nich ciekawość świata i wszechświata, którą jeszcze bardziej rozwijał mój zafascynowany astronomią mąż.
Teraz moi dorośli synowie zabrali mnie do planetarium w Nowym Jorku, gdzie wspólnie odbyliśmy podróż kosmiczną. Szybowałam więc podziwiając wielki spektakl na niebie. Obserwowałam biliony gwiazd, ich ruch i życie. Widziałam jak się rodzą, jak spadają i wybuchają… Zwiedzałam miejsca niedostępne czując klimat i ciesząc zmysły rozumiejąc zgoła niewiele, bo komentarz lektorki nie docierał do mnie. Jednak nie wiedza była dla mnie w tym momencie najważniejsza lecz wrażenia nieomal fizyczne z tej podróży po galaktykach.
Byłam w planetarium w Olsztynie w roku chyba 1974. To, co wtedy widziałam było też piękne i pouczające, ale chyba zupełnie statyczne, W nowojorskim planetarium jest się nie tylko widzem, ale uczestnikiem podróży. Jak ta technika poszła do przodu od tamtego czasu to jest doprawdy powalające.
(Nowy Jork, wrzesień 2009)