Goniąc za marzeniami
Marzenia są ważne i myślę, że nikt nie ma co do tego wątpliwości. Sama nieraz słyszałam i powtarzałam: „Możesz zrezygnować ze swoich planów, ale nigdy nie rezygnuj ze swoich marzeń.” Możemy abstrahować od tego czym są i jakie są te marzenia, moje dywagacje będą dotyczyć raczej dążenia do ich realizacji i rozczarowania gdy marzenia się nie spełniają.
Przeczytałam dziś długi tekst, skądinąd dobry, ale jeden akapit po prostu mną wstrząsnął: „Och, jakże ogromy ogarnął mnie smutek! Topię się w niemych łzach, w środku i na zewnątrz. Nie ma wielkiej różnicy pomiędzy utratą Marzenia, a utratą bliskiej osoby. Kochałam moje Marzenie. Dbałam o nie. Stało się częścią mnie.” No i oczywiście nie spełniło się pomimo wielkiego wysiłku w dążeniu do celu. Stąd też wynikły wątpliwości, czy warto trzymać się dalej tego marzenia, czy je pogrzebać i utonąć w smutku.
Co mnie zbulwersowało w tym zacytowanym fragmencie? Personifikacja marzenia, która może i nie jest do końca zła, jednak bardziej to, że ktoś niespełnienie marzenia traktuje na równi z utratą bliskiej osoby. Dla mnie takie porównanie jest nie do przyjęcia i zepsuło moją sympatię do piszącego. Jak wielkim trzeba być egoistą, żeby aż tak się zafiksować na jakiekolwiek marzenie. Zgoda, nasze marzenia są ekstra ważne, ale człowiek jest ważniejszy, tu nie można postawić znaku równości. Może to marzenie przez tyle lat się nie spełnia, bo nie jest częścią planu duszy? A może dlatego, że w tym dążeniu po drodze źle traktujemy innych ludzi, może idziemy za bardzo po trupach? Może jesteśmy za bardzo wymagający albo kontrolujący? A może lepiej odpuścić i nie starać się aż tak bardzo i nie kombinować, a zostawić trochę do zrobienia Bogu czy Naturze, jak kto woli. A może więcej zaufania do ludzi? Więcej akceptacji? Pytania mi się mnożą.
Też miałam i mam marzenia, ale największym i niezmiennym moim marzeniem jest to, żeby moi bliscy byli zdrowi, bezpieczni i szczęśliwi, no i takie tylko marzenie i żadne inne można postawić na równi z utratą bliskiej osoby. Wszystkie inne marzenia dotyczące naszego rozwoju, sukcesów, zasobów są na niższym piętrze. To są marzenia zaspokajające ego, podnoszące naszą wartość w cudzych i własnych oczach. Czy jeśli nam się coś takiego nie uda, to trzeba rozpaczać? Moim zdaniem jedynym przyczynkiem do rozpaczy może być tylko choroba bądź śmierć, albo wojna ale i z tym niektórzy umieją sobie poradzić.
Ja niestety nie posiadam takiej umiejętności, ale na szczęście radzę sobie z rozczarowaniami i niemożliwością realizacji marzeń. Natomiast nie radzę sobie z tym, że ktoś odszedł. Pół biedy gdy dotyczy to końca przyjaźni czy miłości, a osoba dalej żyje i ma się dobrze. Potrafię zrozumieć, że czasami drogi się rozchodzą. Tłumaczę sobie, że byliśmy sobie pewnie potrzebni przez jakiś czas i ten czas się skończył. Żal, pewnie, że żal. Jednak zostają wspomnienia dobrych chwil na których się skupiam i dziękuję, że ta osoba była w moim życiu chociaż przez jakiś czas. Inne są uczucia, gdy ktoś odchodzi ostatecznie. Doświadczyłam takiej straty i wiem, że wtedy marzenia, pragnienia, zadania, plany i inne rzeczy tracą swoją wielkość i znaczenie.