Strona główna»W życiu

Koniec jest początkiem

Często boimy się końca, albo też bardzo nań czekamy, ale to rzadziej. Najczęściej jest tak, że się przyzwyczajamy do pewnych okoliczności i nawet, gdy nas uwierają trzymamy się ich jak pijany płota. Niefajna praca, ale jest, niedobry partner, ale jest, niewygodny dom, ale jest i można tak na każdy prawie temat.To zastanawiające jak bardzo ludzie narzekają na swój los a jednocześnie niczego nie chcą w nim zmieniać. Zapominają też, albo wręcz nie wiedzą, że w gruncie rzeczy sami sobie, kreują życie. Często ten proces przebiega poza świadomością.

Miałam tendencję do pomagania, do podpowiadania, do szukania rozwiązań, do uświadamiania… Czy to dobrze? Nie. Nauczyłam się na własnej skórze, żeby nie pomagać jak ktoś nie poprosi. Często jest bowiem tak, że narzekająca wcale nie chce rady i zadowala ją to, że sobie ponarzeka na męża, na dzieci, na pracę, nawet na siebie. Słuchać? Można raz, dwa, no może trzy, niech będzie, ale więcej? Potem trzeba zapytać – co chcesz z tym zrobić? Jeśli nic, to po co o tym gadać? Widocznie to jeszcze nie ten czas.

Przypomina mi się taka opowieść o bacy i psie: Idzie sobie turysta i patrzy, a tu baca siedzi i pies koło niego. Baca zamyślony, w góry zapatrzony, a pies skomli. – Baco, a co ten twój pies tak skomli? – Ano na gwoździu siedzi paniczku. – Oj baco, to go trzeba czym prędzej z tego gwoździa zdjąć. – A po co? Jak mu doskwierzy, to sam zejdzie. Widać mu ten gwóźdź aż tak bardzo nie doskwiera.

No więc dlaczego z uporem maniaka siedzi się na tym przysłowiowym gwoździu? Ano dlatego, że boi się końca, nawet jeśli byłby to koniec uwierania. Do uwierania można się przyzwyczaić: „jest znajome, jest moje i nawet lubię je. Siedzę w swojej sferze komfortu”. Sporo kobiet jest zdania, że mąż może bić, może pić byle był. A jeśli nie bije i nie pije to jest super i resztę trzeba tolerować, ale narzekając ile wlezie. Kobiety z racji tradycji i przyzwyczajenia tkwią latami w nieudanych związkach. Mężczyzn też to dotyczy, bo w końcu do tanga trzeba dwojga. Jeśli ona jest niezadowolona, nieszczęśliwa i narzekająca, to jak się czuje on? Myślę, że tak samo. Małżeństwo to interakcja dwóch istot. Nie udaje się z powodu tego specyficznego oddziaływania na siebie. Jeśli liczyć winę, to niestety może się narażę, ale jest do podziału pół na pół.

Zadziwiające, że ten sam mężczyzna w relacji z inną kobietą może być całkiem inny. Dla jednej był zły i bił ją, a drugą  opiekuje się i palcem nie trąci. O jednej osobie można usłyszeć wiele sprzecznych opinii. – Ona skąpa jest i nieżyczliwa – mówi koleżanka o koleżance. – No coś ty – jest miła i hojna… Czyż nie jest tak, że dla jednych jesteśmy inni, a dla drugich inni? Dlaczego? Ano dlatego, że wpływamy na siebie nawzajem. Relacje między ludźmi są tak złożone, że trzeba by długo je  analizować, żeby zrozumieć. Pewnikiem zaś jest to, że wpływamy na siebie też nieświadomie.  Jeśli mamy w sobie syndrom ofiary to prędzej czy później znajdzie się „kat”. Nawet jak od niego odejdziemy, to za chwilę znajdzie się następny. Trzeba popracować nad własnymi uwarunkowaniami. Gdy już nie będziesz ofiarą, nie będziesz potrzebować i przyciągać „kata”.

Co można poradzić? Można uświadomić sobie, że nikt nigdy nie da rady zmienić drugiego człowieka jeśli on tego nie zechce. Ale jeśli Ty kobieto, czy Ty mężczyzno chcesz coś zmienić – to zmieniaj siebie. Jeśli Ty się zmienisz to, na bank, zmieni się Twoja sytuacja. Partner albo się dostosuje do nowego i będzie git, albo sobie pójdzie i będzie koniec. A koniec oznacza początek. Początek zaś daje wiele możliwości… Otwórz się na nowe.

Przykład:

Pewien mężczyzna, nazwijmy go Janek, miał wypadek i okazało się, że nie będzie mógł chodzić. Wózek inwalidzki dla młodego człowieka to po prostu tragedia. Jakby tego było mało żona od niego odeszła. Cierpiał okrutnie i myślał, że to już jego koniec. Można by powiedzieć, że spotkało go straszne nieszczęście. Miał jednak przyjaciela, który chciał mu pomóc i zabrał go ze sobą na warsztaty. Dosłownie zabrał, bo zrobił to niemalże na siłę.  Janek przez pierwsze dwa dni siedział naburmuszony i z nikim nie chciał rozmawiać. Trzeciego dnia każdy uczestnik miał stanąć przed grupą i powiedzieć afirmację, a grupa miała ją powtórzyć w drugiej osobie. Janek oczywiście nie chciał wziąć udziału w ćwiczeniu, ale uparty przyjaciel postawił jego wózek przed grupą. No i stali tak dość długo… W końcu napięcie sięgnęło zenitu, nasz bohater zaklął i spojrzał wyzywająco na grupę. Grupa powtórzyła przekleństwo… Więc puścił całą wiązankę, grupa powtórzyła… W końcu wszyscy zaczęli się śmiać. Długo tłumione emocje wylały się niczym potok i nastąpił zwrot. Janek skorzystał z reszty warsztatów. Po jakimś czasie zadzwonił do prowadzącej żeby ją zaprosić na swój ślub. Okazało się, że na tych jej zajęciach poznał kobietę, zakochali się w sobie i są bardzo szczęśliwi. Najpiękniejsze jednak było to, że Janek wyzdrowiał.

Czym więc w konsekwencji był ten jego wypadek? Był końcem niezbyt szczęśliwego życia, był końcem bycia z kobietą, która go nie kochała. Był też początkiem nowego życia i nowej miłości. Uświadomił sobie, że ten wypadek to wielkie szczęście, bo żeby nie to, to by tkwił w niefajnym związku i nie doświadczył korzystnych dla siebie życiowych zmian.

koniec

Koniec jest początkiem, ta chwila jest spełnieniem Tu w tym momencie jest koniec i początek. Taki jest cykl życia. Dzień się kończy, zaczyna się noc. Noc się kończy przychodzi dzień. Ludzie przychodzą i odchodzą. Odchodzą i przychodzą. Podróż zaczyna się i kończy, żeby mogła się zacząć następna… Tak, tak, gdy coś się kończy to po to, żeby zaczęło się coś innego.

 

 

 

24.09.2015
Jeżeli lubisz mój blog, obserwuj profil na Facebooku.

do góry
Komentarze
comments powered by Disqus