Lodowa opowieść
Jezioro Ełckie zamarznięte. Pięknie jest, pogoda cudna. Świeci słońce, a niebo jest przejrzysto niebieskie i tylko na horyzoncie lekko się rozjaśnia. W tle Ełk. Widać zabytkową wieżę ciśnień i zarysy domów. Wielkie nagie drzewa wyciągają do nieba nagie konary. Pod stopami mam głębię przepastną. Z brzegu jasna, tak jakby tuż pod powierzchnią zastygło mnóstwo pęcherzyków powietrza. Dalej jest ciemna tafla. Gdzieniegdzie kratery wybite przez wędkarzy, ślady jakiegoś pojazdu i plątanina linii…
Popękana tafla lodu w cudowny sposób tworzy fantastyczne kształty z uwięzionych pęcherzyków powietrza i nieregularnych spękań. Miejscami wygląda jak sieć układu nerwowego. Wiem, że jest twarda, popękana i zimna, ale wrażenie, że żyje jest prawie namacalne. Na tej czarnej tafli leżą łaty białego, twardego śniegu, sprawiającego wrażenie lądów rzuconych na powierzchnię nieruchomego oceanu. Można po nim biec, rozpędzić się, a potem, na tym czarnym lustrze, długo się ślizgnąć…
Kamil jeździ na łyżwach, cieszy się z tego wielkiego lodowiska, a ja zaprzyjaźniam się z wielką lodową przestrzenią. Dotykam jej dłonią, tak jakbym dotykała lustra. Jest śliska, gładka i zimna, a w niej zarysowana, niesłychana bogatość form. Niektóre przypominają zamrożone kwiaty.
Wydaje mi się, że jestem na innej planecie. Słyszę dziwne odgłosy i widzę vedicowe obrazy. Lód skrzypi, pęka i dudni. Żyje swoim życiem, a my ślizgamy się po powierzchni. Właściwie na tym jeziorze jestem tylko zimą, kiedy mogę chodzić po nim. Latem nigdy tu nie pływam. Ta woda zimą wydaje się bardziej przyjazna i o wiele ciekawsza.
Zatracam się w wielości szarych odcieni. Wiatr ledwo muska szczęśliwą twarz i idę sobie… Po wodzie… Po powierzchni… Kontempluję chwilę, bo jest piękna i ważna. Przełamuję swoje ograniczenia i lęki. Na białym lodzie nie jest tak trudno, z białym lodem jestem oswojona. Taki lód jest na lodowisku, ale ta przepastna czarna tafla robi zupełnie inne wrażenie, tym bardziej, że wydaje takie dziwne głosy… Tak jakby stękała pod naporem czegoś, ale przecież nie mnie, bo ja jestem dla niej lekka i tylko ślizgam się delikatnie. To jest coś o wiele większego, mocniejszego, głębszego. Coś, co toczy się przez całe jezioro głuchym dudnieniem.
Tam, pod powierzchnią, a właściwie, pod lodem, też jest życie. I lód jakby oddziela nas od niego. Czasami lód może zagnieździć się w ludzkim sercu i też odcina człowieka od życia. Czuje się wtedy zamknięty i smutny, a w swoich lękach zamyka się na wiele rzeczy. Niełatwo jest rozbić grubą taflę lodu, ale na wiosnę na pewno odtaje. Każdy z nas kiedyś doczeka swojej wiosny, kiedy odtają lody w sercu i kiedy poczuje ciepło, które rozpuści wszystko to, co jest w nas stare i skostniałe.