Strona główna»W życiu

Miłość i wolność

„Tyś moja jest i niczyja więcej, tyś mój i niczyj więcej jest…” „Jesteś dla mnie jak powietrze. Jak nie można żyć bez powietrza, tak ja nie mogę żyć bez ciebie.” Tak, tak, pobraliście się, więc myślicie, że posiedliście siebie, że macie siebie na własność. Przestajecie się starać, zabiegać, bo już się macie… Trzymacie siebie nawzajem, bo takie jest małżeńskie prawo… Do czego to prowadzi?
Toż to zniewolenie jest, a nie miłość! Na dłuższą metę zadusicie wszystko co was do siebie zbliżyło.

Znam takie pary z dość długim nawet stażem, które są ze sobą, a raczej trwają wbrew zdrowemu rozsądkowi. Narzekają na siebie, pilnują siebie, walczą, kłócą się, są o siebie zazdrosne, dokuczają sobie i jednocześnie żyć bez siebie nie mogą.

Najczęściej znam punkt widzenia kobiety, bo to kobiety głównie przychodzą do mnie czując duży dyskomfort w takim związku. Z jednej strony nie godzą się na taki stan rzeczy, a z drugiej nic nie robią żeby to zmienić. Nie umieją zrezygnować, ani też naprawić relacji i latami tkwią w toksycznej sytuacji. Najczęściej dla dzieci. Pytanie, czy dzieci to docenią, czy dla dzieci to zdrowe jest? Czasami też trzyma je zależność finansowa. Czasami jeszcze coś innego, ale coś zawsze trzyma.

Pytam:
– Czy on jest dla ciebie wsparciem?
– Nie, hamuje mnie we wszystkim.
– Czy zapewnia twoje potrzeby materialne?
– Nie, zarabiam dobrze, dałabym radę się utrzymać.
– Czy zaspokaja twoje potrzeby emocjonalne?
– Nie.
– Czy jest dobrym wzorem dla dzieci?
– Nie, dzieci wolą nawet jak go nie ma, jesteśmy wtedy swobodniejsi, weselsi.
– To może jest dobry w łóżku?
– No… Nie, nie śpimy ze sobą…
– Jest przystojny?
– Tak.

O jak miło, przynajmniej tyle. Nasuwa mi się więc natrętne pytanie, ale w myślach, chociaż czasami wypowiem je i na głos: Dlaczego z nim jesteś dziewczyno?

– Kochasz go?
– Tak.
– Na pewno? Zastanów się, poczuj to w sobie.
– No… Nie, chyba nie, chyba go nie kocham takiego jaki jest teraz. Kocham go takiego jaki był kiedyś.

Takie trwające w złym związku, wykorzystywane do granic możliwości kobiety, płacą za to nie tylko nieszczęśliwym życiem, ale często zdrowiem, bo wytrzymałość też ma swoje granice. Płacą za to również dzieci wplatane w małżeńską grę rodziców.

Jeśli już wypróbowałaś wszystkie metody, jeśli już rozmawiałaś z nim sto razy, jeśli nie widzisz wyjścia z sytuacji uwolnij swego partnera i uwolnij siebie. To nie musi być od razu rozwód, ale na pewno musi być jakaś widoczna zmiana. Jeśli to, co robiłaś do tej pory nie dało rezultatów, przyszła najwyższa pora, żeby zrobić coś innego. Nie możesz oczekiwać, ze coś się zmieni na lepsze jeśli ciągle będziesz działać w tych samych schematach.

Nie łudź się, nie zmienisz swojego partnera. Nikt nie może zmienić drugiego człowieka jeśli on sam tego nie zechce. Możesz jednak zdecydowanie zmienić siebie. Przede wszystkim zadbaj o siebie jak możesz. Stań się dla siebie dobra. Pokochaj siebie. Uwolnij siebie i jego, bo miłość kwitnie tylko na wolności. Zniewolona choruje i umiera jak każdy człowiek. Jeśli jeszcze nie umarła – odżyje. Jeśli umarła, pochowaj ją, przeżyj żałobę i zacznij od nowa.

Miłość to wolność. „Kochana osoba powinna być jak dziki ptak – wolna… Jeśli ma akurat potrzebę siąść na moim parapecie – jestem szczęśliwy. Jeśli postanawia odlecieć, pozwalam jej na to, bo esencją miłości jest radość ze szczęścia osoby kochanej i obdarowanie jej całkowitą wolnością. Wtedy i ja jestem wolny i jesteśmy razem dlatego, że chcemy, a nie dlatego, że musimy, bo nie potrafimy żyć bez siebie. Kiedyś myślałem, że to bajki, albo pobożne życzenie. Teraz już wiem, że niekoniecznie…”- Niedawno przeczytałam ten tekst na FB, nie wiem kto go napisał, ale zawiera myśli, które chodzą mi po głowie i które czuję w moim sercu.

Dawno temu, gdy byłam trochę inną kobietą i jeździłam na moje pierwsze warsztaty, podziwiałam małżeństwo trenerów, o których wszyscy wiedzą, że są wspaniałą kochającą się parą. Chyba w odpowiedzi na jakieś pytanie, czy zdanie, dotyczące ich długoletniego i szczęśliwego związku Ona powiedziała: „Odkąd daliśmy sobie wolność, kochamy się jeszcze bardziej”. On się tylko uśmiechał, a powietrze między nimi wirowało samymi ciepłymi uczuciami. Jednak ja nie za bardzo rozumiałam, bo dla mnie małżeństwo było z zasady brakiem wolności. No przecież, skoro wychodzisz za mąż to wolność tracisz, czyż nie??? Coś się we mnie burzyło, coś nie dawało mi spokoju… Zapytałam więc: „Jak to daliście sobie wolność? Nie rozumiem.” Ona, spojrzała na mnie z uśmiechem, trochę pobłażliwym nawet i nie odpowiadając na pytanie poleciła mi książkę Osho „Bliskość”. Chyba wiedziała, że nie jestem jeszcze gotowa na odpowiedź…

Minęło kilka lat. Przeczytałam dużo książek, rozmawiałam z wieloma ludźmi, doświadczyłam wielu rzeczy, byłam na wielu warsztatach. Uczyłam się, przerobiłam swoje lęki, wzloty, upadki… Dojrzałam do wolności. Teraz z całym przekonaniem mogę śmiało powtórzyć za moja nauczycielką: „ Odkąd z mężem daliśmy sobie wolność, kochamy się jeszcze bardziej”.
Żeby sprawa nie była zbyt jednoznaczna przytoczę mój ulubiony cytat wyśpiewany przez Andrzeja Poniedzielskiego:

A wolność to nie jest port, nie adres i nie przystań.
Wolność, to ona po to może być, żeby z niej czasem nie skorzystać.

30.05.2014
Jeżeli lubisz mój blog, obserwuj profil na Facebooku.

do góry
Komentarze
comments powered by Disqus