Moja droga vedicowa
Zdecydowałam się nie być nauczycielem rekomendowanym, postanowiłam być nauczycielem wolnym. To zadziało się chyba w mojej podświadomości, bo wtedy jeszcze nie wiedziałam co to znaczy i jak się to rozwinie. Było zamieszanie, był podział i długie dyskusje. Myślę, że skoro Curt za życia nie wprowadził biznesowych norm, do których trzeba się stosować, to po śmierci tym bardziej tego nie uczynił. Dużo nauczał o wolności i mówił, że Vedic Art to wolność. Ważną rzeczą jest zachować czystość tej metody. Sprawić, żeby trwała w takiej postaci, w jakiej została stworzona, a nie wkładanie jej w ramy struktur i biurokracji. Pytanie: Czy potrzebna jest hierarchia i podporządkowanie? Czy naprawdę do każdej metody trzeba dopisywać politykę? Czy z tak pięknych idei trzeba robić biznes?
Oto słowa Curta Kallmana – twórcy Vedic Art:
„Rozwinęliśmy swoje umysły zapominając o rozwoju serca. A przecież brak serca to brak miłości nie tylko dla innych, ale przede wszystkim dla nas samych. Przebudzenie serca daje nam wolność, radość i poczucie bezpieczeństwa. Tylko tak możemy odnaleźć swoją własną, wolną od porównań, indywidualną drogę. W przestrzeni serca wiemy, co mamy myśleć, mówić i robić gdyż tylko dzięki sercu wiemy, co jest dla nas najlepsze.”
Zgodnie z tym moje serce chce być wolne i chce podążać indywidualną vedicową drogą! Jestem z hawajskiej szkoły, gdzie nie ma dyplomów, a każdy wie u jakiego nauczyciela się uczył. Wystarczy, że to powie… Gdy byłam na kursie masażu hawajskiego Lomi Lomi Nui musiałam poprosić moją hawajską nauczycielkę o dyplom. Hawajczycy bowiem nie potrzebują papierków. Susan daje dyplomy tylko ze względu na nasze europejskie przywiązanie do słowa pisanego i tylko tym, którzy wyrażą chęć jego posiadania. To u nas dyplom często więcej znaczy niż umiejętności.
Jakiś czas temu ze zdziwieniem zauważyłam, że niektórzy nauczyciele Vedic Art piszą o sobie, że są rekomendowani, czy to znaczy, ze są jacyś lepsi? Kurczę, nie jestem rekomendowana. Może powinnam zapłacić jeszcze raz 2700 zł. żeby móc tak o sobie napisać??? To takie interesujące słowo…
Jadąc do Siedlec nie wiedziałam, że to wspaniałe słowo – rekomendowany – mnie ominie.
Siedlce niby nie są daleko, ale pociągi nie jeżdżą prostymi drogami. O przesiadkach, poszukiwaniach i staniu na jednej nodze nie będę się rozpisywać, bo najważniejszy był cel. O tak, bardzo chciałam być nauczycielem. Z dużym trudem uzbierałam tyle ile trzeba i ruszyłam. Zatrzymałam się w małym zapyziałym hoteliku, nie za dobrze to zakwaterowanie wspominam. Nie było jednak jakoś istotne wobec pięknej, dużej, ozdobionej mandalami sali, w której odbywały się zajęcia. Tu klimat był twórczy i serdeczny.
Przechodziłam razem z uczestnikami na nowo wszystkie zasady i ich dopełnienia, ale patrzyłam na to już jakby z innej perspektywy. Raptem stały się bardziej jasne i bliskie. A przede wszystkim zostałam „zaproszona do Świątyni Vedic Art”, gdzie pracowałam z jej czterema filarami, w wyniku czego powstały moje nowe obrazy. To było jak kliknięcie i otwarcie, czułam, że się unoszę, że oto coś nowego się rozpoczyna. Iwona z serdecznością i kompetencją wprowadzała mnie też w arkany prowadzenia warsztatów. W tym pięknym czasie powstało wiele pięknych, energetycznych obrazów, w tym cudna „Jedność” namalowana przez wszystkich uczestników.
Wystawa naszych prac była doprawdy imponująca. Wręczanie dyplomów na tle własnej twórczości było niezwykłym przeżyciem. Zostałam pasowana na nauczyciela.
Jednak zanim to się stało poznałam cztery filary Świątyni Vedic Art.
Pierwszy filar dotyczył moich zasobów, namalowałam wiec sobie drzewko obfitości.
Drugi filar dotyczył miłości, postanowiłam więc, że jest okazja namalować serce. Intencją była chęć dawania i otrzymywania miłości. Zaczęłam od symbolicznego kształtu serca, a potem powstało to, co powstało i przysięgam, że nie wiem jak i kiedy. Synek Marcysi Mateusz patrząc na ten obrazek powiedział: „Mamusiu, to zyje, ja to juz gdzieś widziałem.”
Trzeci filar dotyczył mojej życiowej drogi. Namalowałam więc drogę:
Czwarty filar wskazywał na uwolnienie od przywiązań, na dążenie do wolności. Powstał dość szybko i wszystkim się spodobał. Iwona powiedziała, ze moje obrazy świecą, a ten wybrała na mój dyplom.
Ostatnim obrazem była „Moja Świątynia”. Otrzymałam wedyjski horoskop urodzeniowy. Przerysowałam go na płótno i na tym namalowałam swoją Świątynię VA. Symbolizowało to wpisanie Świątyni Vedic Art w moją komórkę macierzystą. Wyszła mandala w jakimś wirze.
Z kursu wróciłam pełna entuzjazmu i zadowolenia. Spełniłam swoje marzenie bycia nauczycielem Vedic Art. Zabrałam się do nauki pilnie studiując otrzymane skrypty. Moim największym pragnieniem jest być dobrym nauczycielem dla uczestników warsztatów i robię wszystko, żeby byli zadowoleni. To ważne dla mnie jest żeby odkryli swój potencjał, żeby uwierzyli, że są artystami swego życia. Czuję wielką radość, gdy widzę jak się otwierają i rozwijają niczym kwiaty. I to jest najważniejsze.