Moje malowanie działa
Malarstwo intuicyjne… Czym jest? Jak powstają obrazy? Do czego służą? Może się Ci nasuwać wiele pytań. Na wszystkie dostaniesz odpowiedź na vedicowych warsztatach, ale zanim się zdecydujesz powiem Ci, że takie malowanie to fantastyczna rzecz. Wyzwala nas ze schematów, budzi kreatywność, uzdrawia i daje dużo radości. Namalowane obrazy zdobią naszą przestrzeń, dodają energii lub uspokajają.
Bywało, że obraz, który namalowałam nie za bardzo mi się podobał… W zeszłym roku na hawajskich warsztatach w mojej pracowni była pewna kobieta. Oglądała obrazy i jeden przyciągnął jej uwagę bardziej niż inne. Moim zdaniem był okropny. Przemalowywałam go trzy razy, nic mu nie pomagało, każda następna wersja wydawała mi się coraz gorsza. Wyglądał jak pizza na pieńku, postanowiłam więc, że po warsztatach, zamaluję go na biało żeby odzyskać płótno. Cudne hawajskie warsztaty trwały dwa dni, uczyłyśmy się i bawiłyśmy świetnie. Gdy zbliżała się pora rozstania, znów zauważyłam, że Ewa zerka na wspomniany obraz. – Naprawdę podoba ci się? – zapytałam? – Taaak – odpowiedziała. – W takim razie weź go, jest twój. O nie, nie, wcale nie byłam wspaniałomyślna, są malunki, z którymi nawet za pieniądze bym się nie rozstała, ale ten, nie przedstawiał dla mnie większej wartości niż cena płótna i farb, no i sporo mojego czasu i braku ukontentowania.
– Naprawdę, mogę go wziąć? – zapytała jeszcze raz z niedowierzaniem. – Oczywiście, miałam go przemalować, więc jeśli ci się podoba bierz go i już. Zdjęłam obraz ze ściany, na którą powiesił go mój mąż i wręczyłam Ewie. Ona w nim coś widziała, coś, co jej było w tym momencie potrzebne, a ja zrozumiałam, że nie muszą mi się podobać wszystkie moje obrazy, bo nie wszystkie są dla mnie, niektóre są dla kogoś… Kogoś, komu przyda się energia tego akurat koloru i kształtu. Nie chciałam za niego pieniędzy, ale Ewa uparła się i zapłaciła mi 100 zł mówiąc, że jej babcia zawsze mówiła, że energia musi płynąć w dwie strony… Przyjęłam więc tę „energię” z wdzięcznością.
Ewę spotkałam po roku, zupełnie przypadkowo, na innych warsztatach. Uścisnęłyśmy się serdecznie, wyglądała pięknie i tak też się czuła. Dużo się u niej zmieniło przez ten czas. Rozwiodła się, sprzedała dom, a z domu wzięła tylko mój obraz… Mówiła, że dodawał jej energii przez cały ten trudny czas. Już nie jest sama, ma przyjaciela i buduje nowy dom. Gdy teraz patrzy na ten obraz czuje, że jest on za bardzo zamknięty… – Otwórz go więc – rzekłam bez chwili zastanowienia. – Mogę? – zapytała ze zdziwieniem. – Pewnie, weź farby i otwórz go tam, gdzie chcesz, uwolnij tę energię. Za jakiś czas zapytam, czy to zrobiła i jaki był tego skutek. Niestety nie zrobiłam zdjęcia tego obrazu po przemalowaniu, ale mam pierwszą wersję. Pod spodem z lewej. Z prawej drzewko namalowane specjalnie dla mojej koleżanki. Nie wiem dlaczego jest fioletowe, takie widocznie miało być. Z nim też było ciekawie, bo martwiłam się, że może się jej nie spodoba. Zrobiłam więc taki myk, ze ustawiłam wszystkie jakie wtedy miałam obrazy i powiedziałam żeby sobie wybrała ten, który jej się najlepiej podoba. Patrzyła, chodziła i widziałam jak ciągle zerka na ten właściwy dla nie przeznaczony. W końcu mówi – ale tego to mi nie dasz? – Dlaczego? – pytam zadowolona. – Bo najładniejszy… No i wybrała swój obraz. Powiesiła go w sypialni naprzeciw łóżka coby go widzieć po obudzeniu. Wycisza, uspokaja, bo fioletowe drzewka tak mają.
Przypomniało mi się jak jeszcze wcześniej dostałam zamówienie na obraz. Miał to być mały obrazek dla kolegi z intencją uzdrowienia. Kolega miał problem alkoholowy. Zamawiała koleżanka kolegi i moja. Rozmawiałyśmy przez telefon i już w tej właśnie chwili miałam wizję jak to będzie wyglądać. Miała to być mandala, z której wyrasta drzewo, a nad drzewem tęcza… Pamiętam jak wzięłam płótno 50 na 70 cm i wycisnęłam na nie białą i fioletową farbę. Więcej nie pamiętam… Obraz, który powstał masz pod spodem, z lewej strony, nazwałam go 'Uwolnienie”. Nie wiem jak to się stało, ale nie ma na nim ani drzewa, ani tęczy. Zadzwoniłam do koleżanki i mówię, że namalowałam dość duży obraz i tak dalej… Ona na to, że za duży, że miał być mały i niezobowiązujący. – Dobrze – mówię, namaluję drugi. Tym razem wzięłam płótno nieduże i pomyślałam, że teraz namaluję mandalę, drzewo i tęczę. Wycisnęłam na płótno białą i fioletową farbę. Więcej nie pamiętam… Wyszło jak wyszło. Popatrzyłam na obydwa malunki i zauważyłam, że są do siebie lekko podobne. Drugi też nazwałam „Uwolnienie”. masz go pod spodem z prawej strony. Pojechał do kolegi, kolega powiesił go w kuchni żeby mieć go na oku. Powiesił go odwrotnie, bo tak mu pasowało. Z problemem alkoholowym sobie poradził…
Pierwsze „Uwolnienie” zostało ze mną. Jest to jeden z moich ulubionych malunków. Gdy jeszcze nie miał swego miejsca na ścianie i stal pod drzwiami przyszła do mnie klientka na masaż. Ja siedzę z jej prawej strony, obraz po lewej, a ona niby się na mnie patrzy, ale w lewo ciągle zerka. W końcu mówi – co ty namalowałaś? Nie mogę przestać patrzeć, wciąga mnie ten obraz. No i tak ją przyciągał i podobał się dopóki przychodziła. chciała go nawet kupić, ale zawsze potem… Dzisiaj już go nie sprzedam, bo znalazł miejsce na mojej domowej ścianie. Stanowi też tło do moich vedicowych dyplomów. Zostało mi retoryczne pytanie, co by się zadziało w jej życiu, gdyby się odważyła… Gdyby go powiesiła na swojej ścianie…
Mam jeszcze jeden obraz, którego nie mogę oddać, ani nawet sprzedać. Namalowałam go na kursie nauczycielskim. To ten, który jest na górze tekstu. Jest dla mnie cenny nie dlatego, że jest jakoś szczególnie piękny. Tak naprawdę to nawet jest trochę niedokończony na bokach, taki niedomalowany. Jest to moja świątynia Vedic Art, pod tą dynamiczną mandalą jest narysowany mój wedyjski horoskop. Sporządziła go dla mnie Iwona Mazurek, a ja go przerysowałam i umieściłam w tym obrazie. Takie miałam zadanie w chwili, gdy stawałam się nauczycielem tej jedynej w swoim rodzaju metody. Tak naprawdę to każdy namalowany obraz ma swoją historię i większość na pewno doczeka się swoich wpisów.