Mówią wieki – NY #2
W Muzeum Historii Naturalnej wędrowałam po świecie ludzi i zwierząt na przestrzeni wielu milionów lat. Świat dinozaurów fascynujący swą wielkością i dziwnością, świat ludzi żyjących na wszystkich kontynentach od zarania wieków… Niesamowite…
Podziwiam archeologów, którzy z wielkim trudem i pietyzmem odnaleźli te dowody istnienia życia i rozwoju. Jakże rozwinięta i piękna była kultura starożytnej Azji. O wiele prostsza, ale równie ciekawa kultura Afryki. Jak bardzo bogato zdobili się Indianie. Nie mogłam oderwać oczu od tych wspaniałych pierzastych nakryć głowy, od pięknych skórzanych, wyszywanych kolorowymi koralikami sukienek z frędzelkami i równie dekoracyjnych torebek na długich haftowanych paskach. A jakie miękkie mokasyny, jak bogato zdobione. Ileż to trudu i czasu poświęcały ówczesne kobiety na te stroje przepiękne. To starożytne wzornictwo całego świata jest po prostu fantastyczne. Tkactwo, kuśnierstwo, rzeźby, obrazy, budowle powalają na kolana i tylko broń wszelkiego rodzaju, aczkolwiek też dziełem sztuki będąc, przypominała, że jak świat światem ci wspaniali skądinąd ludzie walczyli ze sobą nieprzerwanie i to smutkiem napawa, bo zwolenniczką miłości jestem od zawsze.
Wizyta w Muzeum Naturalnym dostarczyła mi mnóstwa wrażeń, a to co widziałam i czułam opisać trudno. Jedna mnie tylko rzecz rozpraszała niezmiennie; tego wszystkiego doświadczać tylko mogłam w warunkach ekstremalnych, bowiem z niezrozumiałego dla mnie powodu Amerykanie wychładzają wszystkie wnętrza do temperatury lodówki domowej, a ja tak lubię ciepło… Rozumiem, gdybym zwiedzała kraje z natury zimnem straszące, a ja w Afryce przecież byłam i tam najbardziej sobie zmarzłam. Nikt mnie nie uprzedził, że latem z ciepłym nakryciem chodzić trzeba nosząc je pod pachą na dworze, gdzie temperatura cieplutka i miła, a zakładając na siebie wchodząc gdziekolwiek. Najzimniej jest jednak w muzeach i w metrze. To pisałam ja – ciepłolubna Dana.
(Nowy Jork, wrzesień 2009)