Strona główna»W życiu
lomi lomi nui

Oswajanie śmierci

Czego najbardziej się boimy? Czego w gruncie rzeczy dotyczą nasze wszystkie lęki? Nawet jeśli w pierwszej chwili pomyślimy, że lękamy się utraty pracy, czy miłości, to i tak w konsekwencji doprowadzi to nas do uświadomienia sobie, że w gruncie rzeczy pod wszystkimi pomniejszymi lękami jest ten podstawowy – lęk o życie. Więc po prostu boimy się śmierci. I ci co wierzą w niebo, i ci co wierzą w reinkarnację, i ci co wierzą w nic, mają ten podstawowy lęk w sobie. Mną targał kiedyś bardzo. Gdy tylko coś się zadziało niedobrego pojawiał się lęk. Lekko mniejszy dotyczył mnie samej, ale ten większy, powodujący prawie panikę, dotyczył moich bliskich.

Tak naprawdę przeżywamy w życiu wiele pomniejszych śmierci zanim doświadczymy tej ostatecznej. Każdy koniec czegoś, każda zmiana to jest doświadczanie małej śmierci, bo śmierć to jest koniec i początek, to są rozstania i strata, to jest uwolnienie.

Dlaczego tak mnie to dzisiaj naszło? Ano dlatego, że temat jest trudny ale mnie dopadł. Znalazłam na swojej książkowej półce „Uzdrawiąjące moce” Piotra Jaczewskiego. Kiedyś przez nią nie przebrnęłam i odłożyłam, teraz przyciągnęła mnie do siebie na powrót i dałam się i czytam. Wczoraj przed snem doczytałam się do pewnego ćwiczenia, które może się wydać kontrowersyjne, ale wydaje mi się, że jest bardzo pożyteczne, właśnie w kontekście naszych lęków.

Wieczorem, przed zaśnięciem – pomyśl sobie, że właśnie umierasz, że to już koniec. Postaraj się przypomnieć najważniejsze chwile ze swego życia, wybacz sobie i innym, wyraź mentalnie wdzięczność za wszystkie dobre doświadczenia. Po prostu zrób „wewnętrzne rozliczenia”, tak byś mógł z radością umierać. Jeśli chcesz , wspomóż ten fragment wyobrażeniami – postaraj się zasnąć… na swoim pogrzebie.

Rano, od razu po obudzeniu – odetchnij głęboko – tak, jakby to był twój pierwszy oddech. Odczuj radość i zaskoczenie tym, że jednak żyjesz. Podziękuj sobie, swojemu ciału, życiu i otoczeniu za to, że możesz tu być i żyć. Pomyśl sobie, jak chciałbyś wykorzystać ten dzień i co możesz zrobić, by osiągnąć swoje cele.

Dzisiaj rano sięgnęłam po inną książkę – „Tsukuru Tazaki”. Napisał ją pisarz ulubiony przez mojego męża – Haruki Murakami. El  namawiał mnie do jej przeczytania namiętnie, bo bardzo mu się podobała. Dziś o wczesnym, mroźnym i słonecznym poranku dałam się skusić. Cóż przeczytałam w pierwszych słowach?

„Od lipca do stycznia drugiego roku studiów Tsukuru Tazaki myślał wyłącznie o śmierci. (…) Sam do dziś nie wiedział dlaczego nie zrobił wówczas tego ostatniego kroku, bo przecież przekroczenie progu dzielącego życie od śmierci wydawało mu się wtedy prostsze niż wypicie surowego jajka.”

To z wczoraj i to z dzisiaj poruszyło mną dogłębnie. Uświadomiłam sobie, że ten temat odrzucamy od siebie bojąc się o tym myśleć i mówić. Szczególnie wtedy, gdy jesteśmy ze szkoły „pozytywnego myślenia”. Jednak jestem przekonana, że podskórnie siedzi to w każdym z nas, bo zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy tu tylko przejazdem. Jak więc oswoić śmierć? Czy to jest w ogóle możliwe? Czy takie ćwiczenia jak te przytoczone powyżej są potrzebne? Co o tym myślisz?

Książkę Murakamiego oczywiście przeczytam, bo wiem, że na pewno jest mądra i porusza ważne dla każdego tematy. Jak przeczytam napiszę o tym, a jutro chyba dalszy ciąg wspomnień z Irlandii.

 

 

 

23.01.2014
Jeżeli lubisz mój blog, obserwuj profil na Facebooku.

do góry
Komentarze
comments powered by Disqus