Strona główna»Gdzieś tam

Prawie jest…

Oto on – mały domek na naszej ziemi. Taki na tymczasem. Siadam na progu i piję herbatę… Marzyłam o tym i kolejny raz widzę jak marzenia się spełniają. Na razie herbata jest z termosu, bo jeszcze prądu nie ma. Na razie domek jest cudnie pusty, bo jeszcze nieurządzony, ale jest – oto on…

WP_20150911_033

 

Jeśli chcesz by coś ci się w życiu udało – wyobraź to sobie.

Wszystko w życiu ma swój czas. Żyłam sobie w małym mieszkanku na trzecim piętrze i dobrze mi było. Wychowywałam dzieci, pracowałam i tylko czasami jak dokuczyli nam sąsiedzi z czwartego piętra podnosiliśmy z mężem oczy do góry  i mówiliśmy, że dobrze by było mieć tę górkę sąsiadów. Nikt by nam wtedy nie trzepał chodników na świeżo wypraną pościel, nikt by nam wtedy nie tupał, nie krzyczał, nie zalał kuchni czy łazienki. No i żeby tylko ten mały pokoik chłopaków był większy z pięć metrów nawet kosztem tego wielkiego… No i kuchnia żeby chociaż trochę większa była, tak, żeby lodówkę można było wstawić w ciągu przy szafkach… Powiedziało się i zapomniało do następnego razu, gdy to sąsiadka mokry chodnik przez barierkę balkonu przewiesiła, a on uderzając rytmicznie pod naporem wiatru pięknie chlapał po naszych oknach. Nie wiem dlaczego nie zamarzyliśmy wtedy o własnym domku, tylko o dwupoziomowym mieszkaniu. Wyobraziliśmy sobie jak by to fajnie było… I znów zajęliśmy się codziennością, bo wszystko ma swój czas.

Za jakiś czas moja mieszkająca w Białymstoku mama zamarzyła, żeby mieszkać bliżej nas i chciała sobie mieszkanie w naszym małym miasteczku  kupić. Zaczęliśmy odwiedzać różne dziwne, zniszczone i drogie mieszkania… Czasami już na klatce schodowej chciałam zawracać. Pomiędzy wieloma ogłoszeniami znaleźliśmy też ofertę dewelopera z Ełku – mieszkania w nowych blokach o tysiąc złotych tańsze niż u nas. Pojechaliśmy zobaczyć i cóż, okazało się, że owszem są , ale ostatnie trzy i wszystkie wielkie, dla mamy się nie nadają, ale chwila… Położyłam się spać i zaczęłam liczyć. Rachunek tak mi dobrze wyszedł, że usiadłam na łóżku z wrażenia i przemówiłam do męża. – Lesiu, gdyby tak sprzedać nasze mieszkanie i lokal to za te pieniądze moglibyśmy kupić sto metrów nowego mieszkania…

Mojemu mężowi niczego nie trzeba dwa razy powtarzać. Już następnego dnia rozmawialiśmy z deweloperem. Wspomnę, że nie mieliśmy żadnych oszczędności, ani specjalnego pomysłu jak tego dokonać. Zobaczyliśmy plan nowego mieszkania i tu szok. Ma dwa poziomy i rozkład identyczny jak nasze stare, tylko salon o pięć metrów mniejszy, na korzyść pokoiku, a i kuchnia dłuższa o tyle, żeby akurat lodówkę wstawić… Nasze luźne sugestie spełniły się z zadziwiającą precyzją.

Pożyczyliśmy potrzebne na zaliczkę pieniądze, wystawiliśmy na sprzedaż nasze mieszkanie i lokal. Zbiegi okoliczności towarzyszące wszystkim transakcjom ułożyły się tak,  że zarobiliśmy więcej niż mogliśmy przypuszczać. starczyło idealnie i na mieszkanie i na urządzenie. Za jakiś czas stoję sobie na czwartym piętrze na balkonie, patrzę w dół i widzę taką samą terakotę jak nasza. Ze zdziwieniem mówię do syna – popatrz, ktoś ma takie same kafelki jak my. Kamil spojrzał na mnie uważnie i wyjaśnił – mamo, to przecież nasz balkon. No tak, mamy dwa i nikt nam już chodników nie trzepie, po suficie nie stuka i kuchni nie zalewa i śmiech nas porwał i szczęście oblało. Zaczął się nowy czas.

Za oknem przyroda się rozpościera – na tle nieba drzewa widać, ptaki i świerszcze słychać i w ogóle cudnie jest. Chodzimy po łące, tarzamy się w kwiatach, gadamy z koniem, który się nieopodal pasie. Objadamy się malinami i cieszymy spacerami po wertepach.

IMG_0287

IMG_0281

IMG_0306

Mieliśmy łąki i budowę. Zależy gdzie patrzeć. Cudnie nam wtedy było, chociaż chodziliśmy po błocie.

DSC06120DSC06117

Długo tak jednak być nie mogło, bo bardzo szybko następne bloki zaczęły powstawać i rosły dosłownie jak grzyby po deszczu coraz bardziej horyzont zasłaniając. Nikły drzewa, kwiaty i maliny. Powstawały brukowane deptaki i wąskie asfaltowe drogi.  Przybywało coraz więcej ludzi i samochodów. Padały drzewa, nikły zasypywane bagienka, milkły ptaki. Ełczanie mówią, że powstało piękne, nowe osiedle i to jest prawda, ale jednocześnie znikała przyroda, która dawała nam ukojenie i radość. Przyszedł inny czas, poczułam to całą sobą. Znowu zmiany…

Koniec jest początkiem.

Gdy tylko sytuacja zaczęła nas uwierać, zaczęliśmy się wiercić i rozglądać coraz bardziej. Dojrzewały nowe pomysły. Zaczęła się budzić chęć ucieczki z miasta. Mieliśmy co prawda działkę na Bocianim Gnieździe, ale jakoś nigdy nas ona nie przyciągała nawet na tyle, żeby ją odwiedzać. Postanowiliśmy ją sprzedać i kupić ziemię na wsi. Wyobrażałam sobie przestrzeń, której zaczęło mi brakować w mieście. Przestrzeń aż po horyzont. Wielkie niebo, pagórki i drzewa. Czytaliśmy ogłoszenia, jeździliśmy w różne miejsca i nic. Naprawdę nie było takiego miejsca, w którym poczułabym się dobrze. Aż któregoś pięknego dnia przyszło do nas na masaż małżeństwo. Po masażu powiedzieli, że są bardzo szczęśliwi odkąd się wyprowadzili na wieś.
– O! My też mamy taki zamiar, tylko jakoś nie możemy znaleźć odpowiedniego miejsca.
– Koło nas są jeszcze działki do kupienia.

P1050625
Umówiliśmy się, że przyjedziemy i zobaczymy. Pojechaliśmy i zakochaliśmy się. To jest to miejsce, które nas przyciągnęło. Chcemy tu mieszkać. Na razie zbudowaliśmy małą chatkę – będzie takim lokum przejściowym, a potem domkiem gościnnym.

Wybieramy projekt domu, wystawiamy mieszkanie na sprzedaż i historia się powtarza. Jedyną pewną rzeczą na świecie jest zmiana. Wychodźmy jej naprzeciw.Teraz czekamy na okoliczności sprzyjające. Wiem, że znajdzie się ktoś, komu spodoba się nasze szczęśliwe mieszkanie. Ktoś, komu spodoba  się nowoczesne osiedle i drzewa za oknem, które się ostały i te kilka ptaków i niebo  z pięknymi zachodami słońca, które nadal oglądamy z balkonu. Kończy się czas miejski, zaczyna wiejski. Powiedzieliśmy – dzień dobry naszej ziemi. Teraz, aby do wiosny.

17.09.2015
Jeżeli lubisz mój blog, obserwuj profil na Facebooku.

do góry
Komentarze
comments powered by Disqus