Różana opowieść – Ir.#8
Różo – siostro moja,
drżąca na wietrze o płatki stracone.
Tak pięknie rozkwitłaś w purpury kolorze,
chwilą się cieszysz, gdy piękna być możesz.
Twoja dojrzałość, cudowna, rozkwitła,
kruchą urodą na wietrze szaleje.
Zapach posyłasz, barwą zachęcasz,
pieszczotę słońca i wiatru przyjmujesz,
choć od niej zginiesz…
Jestem w Dublinie, w ogrodzie botanicznym. Wielki jest i cudny. Byłam już w pawilonie z kaktusami i w palmiarni. Poczułam się jak w dżungli. Tym bardziej, ze nawet szałas wśród palm znalazłam. Myślę, że będę tu przychodzić. Natura w środku wielkiego miasta i to dosłownie pięć kroków od mieszkania Justyny. Siedzę więc na ławeczce, słońce świeci na zmianę z wiatr wieje, ale generalnie ciepło. Z tego miejsca wiodą trzy ścieżki w nieznane. W tej części ogrodu są skalniaczki przepiękne. Zaraz obejrzę je z bliska, a tym czasem zrobię zdjęcie z mojej ławeczki. Cyk…
Spacerowałam długo wśród egzotycznych drzew ścieżkami wijącymi się pośród bogatej roślinności. Przeszłam obok rzeczki ze schodkowym spływem, przeszłam przez mostek i doszłam do ogrodu różanego. Tyle róż naraz nie widziałam nigdy. Najróżniejsze odcienie pysznią się w słońcu i powiewają na wietrze. Żółte, herbaciane, białe, kremowe, czerwone, różowe i mieszanki tych kolorów. Jedne w pąkach jeszcze przed wyjściem na świat ostrożne, drugie w pełnej krasie pysznią się swoją bujną młodością, a inne piękne w swej dojrzałości płatki delikatne gubią. Pachną tylko, jak się nachylę do nich i z atencją w dłonie wezmę. Uśmiechamy się do siebie chwilę i wrażeniami wymieniamy.
A róż tych bogactwa strzegą żywopłoty zielone, jak mury obronne, równe i wysokie. Gdzieniegdzie, niby wartownicy, żywopłoty strzelają w górę, przycięte w wieże warowne. A nad tym pięknym zjawiskiem chmury płyną jedyne w swoim rodzaju. Kłębiaste, białoszare na tle lazurowym i bawią się ze mną słońce przysłaniając. Pogoda więc piękna na bycie w ogrodzie. Pieszczotę słońca, pieszczota wiatru przerywa i tak dzień płynie, choć czas jakby w miejscu stoi zawieszony w przestrzeni mego serca. Jestem całkowicie przepełniona tą chwilą… Chwilą zupełnego zachwycenia.
Więc siedzę sobie na ławeczce w rogu różanego raju i patrzę, i słucham, i wącham, i czuję , i zmysły wibrują wszystkie, jak rzadko w życiu się zdarza. I nic więcej nie ma, prócz tej chwili cudnej, zapachami i barwami nasyconej. A wiatr szumi i bawiąc się, strąca płatki róż… I mogłabym tak jeszcze i jeszcze, ale i tak słowa są małe wobec natury.
Przed chwila przeszedł obok piękny starszy pan z uśmiechem piszącą pozdrawiając. Odśmiechnęłam się do niego nie rozumiejąc całej treści słów, ale odbierając jego zachwyty moim równe. Zrozumiałam, że różę są bardzo, bardzo piękne. I to niebo dynamiczne i ten wiatr ciągle obecny… I cóż tu dodać?
A ty mnie wietrze zapieść, zacałuj,
wznieś na wyżyny poznania,
gdzie tylko czucie i dotyk zniewala.
Muśnij i szarpnij i zakręć dokoła
bym cię poczuła jak dotyk anioła.