Sprawne oczy
Moja przyjaciółka powiedziała mi, że coraz bardziej psuje jej się wzrok. Skłoniło mnie to do refleksji i przypomniałam sobie swoje doświadczenia z okulistami, oraz to, że mam książkę na ten temat. Wyszperałam ją spośród wielu książek i zaczęłam czytać z wielkim zainteresowaniem, dziwiąc się dlaczego nie przeczytałam jej wcześniej i nie zastosowałam tych skutecznych ćwiczeń. No, nic straconego, zawsze mogę zacząć. Tym czasem ze zdziwieniem odkryłam, że ostre widzenie to nie wszystko.
Posiadanie doskonałych oczu lub okularów to 10 procent; wykorzystanie ich w pełni to 90 procent. Gdy odczytamy odpowiednie linijki liter na tablicy do badania wzroku i okulista wypisze nam receptę na okulary, to jeszcze nie wszystko. W moim przypadku zupełnie nie wystarczało. Mimo przepisanych okularów i tak miałam trudności z patrzeniem. Pierwsze okulary do czytania kupiłam jakieś 10 lat temu. +0,5. Właściwie moim oczom było wszystko jedno czy je noszę czy nie. Za jakiś czas dostałam +1. Czasami zakładałam je na chwilę, gdy nie mogłam przeczytać wyjątkowo małych literek. Mój nos i uszy buntowały się razem ze mną przeciwko metalowym oprawkom i plastikowym też. Miałam już kolekcję okularów. Do dali, do bliży i żadnych nie używałam.
Wkrótce napiszę więcej wiadomości na temat sprawnych oczu. Będzie to wtedy, gdy przeczytam wspomnianą książkę, a teraz moje własne przemyślenia.
Pierwsze jest takie, że nie dajmy się zwariować okulistom. Szczególnie takim, co to mają profity ze sprzedaży okularów. Najchętniej wszystkim by je zalecali. Na dodatek za mocne, a co, niech się oczka rozleniwiają i przyzwyczajają do szkiełek, wtedy mamy stałego klienta. Przykład? Proszę bardzo z życia wzięty.
Lat temu ze dwadzieścia poszłam do okulisty, bo mi się wydawało, że trochę słabo widzę z daleka. Poszłam prywatnie do modnego doktora, który też okularki sprzedawał. Śledzik mu było. Miły był, oczy zbadał, receptę wypisał i obejmując po przyjacielsku do lady z oprawkami podprowadził. Nie było wyjścia i bardzo drogie okulary kupiłam. Założyłam i cóż, poczułam się okropnie. Robiło mi się słabo, krzywo widziałam i w ogóle było to bardzo niekomfortowe. Pan doktor powiedział, że tak ma być, bo trochę czasu potrzeba, żeby się przyzwyczaić. A okulary najlepiej do nosa przykleić.
Nie spodobało mi się to, co powiedział i poszłam do przychodni, do starej okulistki, pani doktor Borawskiej. Wypisała mi inne szkła i powiedziała, żebym je zakładała tylko wtedy, gdy będę miała taką potrzebę. A Śledzik to niech sam sobie okulary do nosa przykleja. Tak zrobiłam i dzięki bogu od tamtej pory wzrok mi się, jeśli idzie o dal, nie pogorszył, a tamte okulary w szufladzie leżą. Drogie były, szkoda wyrzucić, zostawiłam na pamiątkę.
Jednak z czytaniem zaczęłam mieć niejaki problem. Wieczorem litery się rozmywały, wzrok się męczył i widziałam coraz gorzej. Czasami zakładałam te +0,5 lub +1, ale w dzień przy dobrym oświetleniu czytałam bez. Do tego ćwiczyłam oczy codziennie, ciepłe dłonie na nich kładłam i odpoczynek im dawałam w dal patrząc. Minęło tak wiele lat. Mąż na coraz mocniejsze okulary sobie zmieniał, a ja nie, bo nade wszystko niczego mieć na nosie nie lubię.
Jednak ostatnio poszłam do okulistki, bo pomyślałam, że wezmę receptę, żeby sobie nowe zrobić w jakichś lepszych oprawkach i żeby ulżyć nosowi w nocnym czytaniu. Kłóciłam się z panią doktor Cytrycką, żeby mi dała +1, ale nie, ona się uparła, ze +1,5 potrzebuję. Dobra, kupiłam w tanich oprawkach, bo i tak wiedziałam, że ich za bardzo używać nie będę. Założyłam jednak na próbę do komputera. Och, jak mnie litery po oczach biły! A po godzinie, gdy zdjęłam te ustrojstwo, na oczy nie widziałam. Postanowiłam nie używać, bo ewidentnie za mocne są. Patrzenie bolało.
Szłam sobie raz ulicą i patrzę optyk. Pomyślałam, że zajdę i zapytam czy mi nie zrobi jedynek. Nie chciał bez recepty, ale po moich opowieściach zaproponował badanie wzroku. Badał mnie około godziny, wypytywał, myślał, kombinował i powiedział co następuje. Owszem z badania wynika, ze +1.5 jest, ale mam też zaburzenia akomodacji i czegoś tam jeszcze i w związku z tym faktycznie mogę je zbyt mocno czuć. Zaproponował mi okulary z degresją mocy, żebym miała większe pole widzenia i +1.25. Gdy wybierałam oprawki zauważył, że do wygody dużą wagę przywiązuję, więc mi gumowe oprawki zaproponował. No i w końcu, pierwszy raz w życiu mam okulary, które mnie nie męczą. Pan optykometrysta okazał się fachowcem. Okulary lubię.
Co jednak zauważyłam? Od kiedy używam okularów nie mogę dać rady bez, a przecież do tej pory czytałam bez okularów i tylko wieczorem miałam trochę problem, gdy oczka zmęczone po całym dniu były. Więc jak to jest? Okulary rozleniwiają mi oczy?