Świt
O świcie, gdy przewracasz się na drugi bok, świat pokazuje swoje piękno. Nie każdy je może zobaczyć. Niektórzy dlatego, że jeszcze śpią, a inni dlatego, ze mieszkają w mieście. Ja jeszcze śpię i na dodatek mieszkam w mieście, ale mam działkę na maleńkiej wsi. Ten kawałek ziemi daje mi wiele. Już sama świadomość, że jest mój uruchamia zadowolenie. Jestem tam prawie codziennie, ale mój mąż bywa tam częściej. Oswaja tę ziemię, zachwyca się nią, delektuje, pracując jednocześnie do upadłego. Obserwuje ptaki, zające, sarny i inne pomniejsze zwierzątka. Razem, wielokrotnie oglądaliśmy cudne zachody słońca, ale mojego męża pociągał świt. – Oj Lesiu – mówię – świt pewnie jest taki sam jak zachód, czego się zrywać tak rano. Sen jest ważny – przekonywałam go bezskutecznie, jak zwykle gdy sobie coś umyśli.
No i przyszedł ten dzień – pierwszy dzień urlopu. Zerwał się przed piątą i pojechał. Dziwiłam się i nie dziwiłam jednocześnie. Dziwiłam się, bo przecież w pierwszy dzień urlopu trzeba się wyspać, bo przecież cały rok wstaje ciut świt i pracuje, więc poleżałby, powałkonił się… I nie dziwiłam się, bo go znam i wiem jaki jest aktywny i ciekawy świata. Do tego uparty i z uporem maniaka dążący do celu, który sobie wcześniej obmyśli. I nie ma zmiłuj, nie popuści choćby na chwilę się przyczaił pod wpływem moich perswazji, prędzej czy później dopnie swego. Czasami mnie to denerwuje, ale tak naprawdę jak się zastanowić to chyba zaleta jest raczej i cieszyć się trzeba , że wałkoniem nie jest. Plon świtowego wyjazdu odebrał mi mowę i żałuję, że się jednak nie przemogłam, nie pojechałam i nie zobaczyłam tego na własne oczy. Naprawdę pięknie tam jest, ale że aż tak bajeczne są tam świty to nigdy bym nie podejrzewała. No popatrz…
I nastał dzień jakiego nie było i nigdy już nie będziemy tacy sami, bo nic się nie zdarza dwa razy pod słońcem. Ono wychodzi zza horyzontu ziemi, rozświetlając noc świeżym blaskiem. Powoduje ruch człowieka ku pięknu, ku zachwyceniu i wszechogarniającemu zdziwieniu nad zmiennością świata. Feeria kolorów, chłód świtu przechodzący w ciepło poranka i upał letniego dnia… To wszystko na naszych oczach, patrzymy w osłupieniu, chłoniemy, karmimy się tą życiodajną energią. I niech tak już zostanie.