Strona główna»W pracowni

Vedicowej drogi ciąg dalszy

3 maja 2011 r przywiozłam do domu dyplom. Hura! Jestem nauczycielką metody, którą lubię, która zagrała w moim życiu piękną melodię. Teraz mogę ją przekazać dalej, niech inni też się cieszą, niech korzystają i poczują jak łatwo można zostać twórcą. To takie wspaniałe położyć przed sobą czyste płótno, wziąć farby i działać.

Tak trudno czasami podjąć działanie, tkwimy w niedobrych sytuacjach, w złych związkach czy byle jakiej pracy. Często latami czujemy dyskomfort, ale jak trudno jest coś zmienić… Vedic pomaga, jest jak koło zamachowe. W życiu wydaje ci się, że nie wiesz jak coś zmienić, że nie umiesz iść do przodu. Gdy masz przed sobą pierwszy raz białe płótno też nie wiesz co z nim zrobić, jak zacząć. Myślisz, że nie umiesz… Daję ci więc pierwszą zasadę i podejmujesz działanie, mimo, że nie wiesz co będzie dalej. Następna zasada nadaje kształt temu co zaczęłaś, kolejna wypełnia kształt treścią. Czujesz coraz większy kontakt ze swoimi emocjami, ze swoim ciałem, zauważasz jak funkcjonujesz, uświadamiasz sobie o czym marzysz i w jakim miejscu swego życia jesteś teraz. Coś się dzieje na płótnie i coś się dzieje w tobie. Pracujesz  na otwartym sercu. W ciągu pięciu dni rozwijasz się, stajesz się twórcą nie tylko swoich własnych obrazów, ale przede wszystkim swojego życia.

Zanim jednak mogłam to wszystko przekazać mojej pierwszej grupie, musiałam mieć odpowiednie miejsce. Najpierw znalazłam w internecie wszystkie pensjonaty w okolicy Ełku, zapisałam adresy i pojechaliśmy. Cały weekend w drodze… Nie będę opisywać gdzie byłam i dlaczego mi się nie podobało. W następny weekend, znów  kilka miejsc do odwiedzenia. Rozczarowana pierwszą wyprawą zaczęłam się lekko niepokoić, że nic nie znajdę, więc przed wyjazdem pomodliłam się i poprosiłam mojego Anioła, żeby mi pokazał odpowiednie miejsce. Jedziemy sobie pomału i nagle coś mnie tknęło, wydało mi się, że coś zobaczyłam, ale nie wiedziałam co. Poprosiłam Leszka, żeby się cofnął i po chwili naszym oczom ukazał się Pensjonat Stara Szkoła. Nie miałam go na kartce, ale zdecydowałam, że musimy zajść. Zostaliśmy przywitani przez dwoje wspaniałych ludzi i oprowadzeni po pięknie urządzonych wnętrzach. Szalenie nam się tam spodobało, ale niestety wydało mi się, że jest zbyt drogo jak na warsztaty. Pojechaliśmy dalej i teraz to dopiero nic nam się nigdzie nie podobało, bo nic nie mogło konkurować ze Starą Szkołą. W powrotnej drodze zajechaliśmy jeszcze raz, zarezerwowałam miejsca i 23 czerwca pierwszy raz poczułam naprawdę klimat tego wyjątkowego miejsca.

_MG_7035

 

A pod spodem widok z podwórka i z okien.

 

_MG_7162

Ten pierwszy warsztat zasługuje na to, żeby o nim opowiedzieć. Był wyjątkowy, chociaż ja byłam niezbyt pewna siebie. Moja pierwsza grupa składała się właściwie z samych znajomych dziewczyn. Jedyną nieznaną mi osobą była Kasia Kaczmarek. Zapytałam ją wczoraj, czy mogę pisać o niej personalnie, zgodziła się, więc będzie cudnym przykładem jak działa metoda Vedic Art. Nie wiem jak Kasia do mnie trafiła, chyba jakimś cudem… To szczęście, że ją poznałam, bo jest absolutnie wyjątkowa i  zdolna. Bardzo wzbogaciła moje warsztaty.

Najpierw dostałam maila: „ Poszukując ciekawych warsztatów znalazłam Pani czerwcowy kurs w Starej Szkole. Jestem zainteresowana udziałem w nim. Moim celem jest odnalezienie radości poprzez kreację plastyczną, do której nie czuję się teraz zdolna, choć sporo lat temu skończyłam studia plastyczne. Nie mam skłonności do życia towarzyskiego. Wolę spokój i jeśli mogę, wybieram samotność. Jak Pani myśli – czy Pani warsztaty mogą spełnić moje oczekiwania?” Byłam pewna, że tak. Zamówiłam Kasi pojedynczy pokój, a ona malowała samotnie. Od razu widziałam, że maluje cudnie. Pierwszy był piękny widok, który ukazał się jej oczom z podwórka Starej Szkoły. Obraz ten widać na zdjęciu pod spodem, to ten po prawej, na sztaludze. Na zdjęciu oczywiście roześmiana Kasia i jej prace.

_MG_7233

Pomału warsztat  rozwijał się, a kolekcja obrazów była coraz większa. Zmiany wewnętrzne też.

Pamiętam taki incydent z inną uczestniczką, nazwijmy ją Ewą. Właśnie malowałyśmy przestrzeń, gdy zauważyłam jak mocny i ciemny mur powstaje na jej płótnie. Wyczułam, że coś się w niej dzieje. Łzy na policzkach, opuszczone ramiona i odsunięcie od obrazu. Patrzę, jestem czujna, wiem, że trzeba dać jej czas i obserwować, bo może się pozbiera… Jednak po chwili rzuciła pędzel i uciekła. Usiadła z dala od grupy. Podchodzę i siadam obok niej. Chcę ją wesprzeć swoją obecnością. – Nienawidzę tego co namalowałam – szepcze przez łzy. – Nie dotknę nawet tego obrazu! – To może chcesz go spalić ? – zapytałam. – Tak, muszę go spalić. Uświadomiłam sobie, że nie mam w swoim życiu przestrzeni. – Więc spal to, co ci te przestrzeń zasłania. Odetchnęła i wyraźnie jej ulżyło. Rozmawiałyśmy z godzinę…

Wieczorem było ognisko. Ewa przyszła ze swoim obrazem i po prostu wrzuciła go do ognia. Poczuła wielką ulgę. Nawet zdziwione komentarze nie zrobiły na niej wrażenia. Powzięła postanowienie. Na jej twarzy zobaczyłam zdecydowanie.

Warsztat udał się nadzwyczajnie, dziewczyny były zadowolone i dały temu wyraz w mailach. Umieściłam je tutaj. warto przeczytać.

Kasia, która zgłosiła się na drugi stopień rok później zadziwiła mnie. Ja wiem, że vedic działa, ale żeby aż tak? Myślę, że trzeba być gotowym na zmiany, żeby poczuć to spektakularnie. Na moją informację – Kasiu, nie ma wolnych pokoi, będziesz musiała z kimś mieszkać – Kasia odpowiada – to świetnie, chętnie kogoś poznam. Potem było cudne malowanie, a któregoś dnia po zajęciach,  zrobiłyśmy wieczór literacki. Kasia zaprezentowała nam książkę, którą wydała razem z koleżankami: „Metoda Joyness. Jak zapomnieć o smutku i cieszyć się życiem”. To był wspaniały, radosny wieczór. Niedługo potem powstała jej piękna strona Sztuka Radości i  autorskie warsztaty.

metoda-joyness-jak-zapomniec-o-smutku-i-cieszyc-sie-zyciem-b-iext12573906

Kasia osiągnęła swój cel i teraz ma radość ze sztuki tworzenia. Maluje namiętnie i przygotowuje się do wystawy swoich prac w Szczytnie. Bardzo chciałabym zobaczyć na żywo jej prace i chyba niedługo spełnię swoje pragnienie, ale o tym napiszę po fakcie.

26.07.2014
Jeżeli lubisz mój blog, obserwuj profil na Facebooku.

do góry
Komentarze
comments powered by Disqus