Strona główna»Gdzieś tam

W Lipowym Domu # 2

W Lipowym Domu było nam cudownie dobrze. Niebanalny wystrój, swoboda i ciekawe, wegetariańskie jedzenie. To dom z duszą. Naszym centrum była sala na poddaszu, w której odbywały się masaże. Białe ściany, drewniana podłoga i dobra lomisiowa energia. Tam nie robiłam zdjęć, tam uczestniczyłam w pięknym hawajskim rytuale.

Drugim, ważnym miejscem jest salon z wyjściem na werandę. To miejsce mnie zachwyciło, dlatego zrobiłam sporo zdjęć, bo i to mi się podobało i tamto, i chciałam to jakoś uwiecznić, zapamiętać. Oto wejście od strony werandy:

WP_20140809_001

Misternie wyszydełkowane aniołki fruwają sobie przy futrynie zapraszając do tego niezwykłego miejsca. Moją uwagę przykuł kominek i drewniane półki pełne książek i drewna na opał.

WP_20140809_005

Wspaniałe stare kredensy wyrwane kornikom cieszyły oczy.

WP_20140809_006

Czajnik stoi sobie na beczce wyżłobionej z pnia wielkiego drzewa. W kredensach nietuzinkowe kubki, każdy inny i zawsze miałam problem, który wziąć żeby w nim zaparzyć herbatę.

W sieni stoją dwie szafy pełne plonów lata. Widać, że gospodarze nie próżnują i cierpliwie z miłością przygotowują zimowe zapasy… Każdy słoiczek podpisany, a przykrywki ozdobione kolorowymi gałgankami. Dżemy te gościły na naszym stole i cieszyły się zasłużonym zachwytem.

WP_20140809_019WP_20140809_018

Wegetariańska biesiada odbywała się zawsze na powietrzu. Siadaliśmy przy drewnianych stołach i degustowaliśmy różne dziwne pasty i zupy. Widok na jezioro i wspaniałe towarzystwo uprzyjemniały nam jedzenie.

DSC01242

Dom stoi na górce, a w dole rozpościera się jezioro. Najpierw po drewnianych schodkach, potem polną, wytyczoną otoczakami dróżką szliśmy do pomostu, z którego już tylko hop i jest się w cudownie orzeźwiającej, czystej wodzie.  W momentach niepływania, niemasowania i niejedzenia oddawałam się zapatrzeniu…

DSC01219

Pod spodem widok od strony jeziora.

DSC01233

Okoliczności przyrody uprzyjemniały nam pobyt, ale najważniejsi jak zwykle byli ludzie, bo to oni głównie tworzą klimat. Nasi nauczyciele Danusia i Jurek Adamczykowie są najlepszymi nauczycielami masażu Lomi Lomi Nui jakich znam. Myślę, że reszta grupy jest tego samego zdania.

DSC01238

Poznałam ich w 2006 roku jak zaczęłam się uczyć tego pięknego masażu, wiec trochę czasu już minęło. Spotykaliśmy się nie tylko na kursie podstawowym, ale też na kilku warsztatach dla absolwentów, a także dwukrotnie na kursie u Susan Floyd naszej hawajskiej nauczycielki.

Bardzo się ucieszyłam z zaproszenia na ten warsztat. Poczułam się na nim tak, jakbym wróciła do domu po latach. Do tego poznałam nowych fantastycznych ludzi, których droga skrzyżowała się tu i teraz z moją.

12.08.2014
Jeżeli lubisz mój blog, obserwuj profil na Facebooku.

do góry
Komentarze
comments powered by Disqus