W Lipowym Domu # 2
W Lipowym Domu było nam cudownie dobrze. Niebanalny wystrój, swoboda i ciekawe, wegetariańskie jedzenie. To dom z duszą. Naszym centrum była sala na poddaszu, w której odbywały się masaże. Białe ściany, drewniana podłoga i dobra lomisiowa energia. Tam nie robiłam zdjęć, tam uczestniczyłam w pięknym hawajskim rytuale.
Drugim, ważnym miejscem jest salon z wyjściem na werandę. To miejsce mnie zachwyciło, dlatego zrobiłam sporo zdjęć, bo i to mi się podobało i tamto, i chciałam to jakoś uwiecznić, zapamiętać. Oto wejście od strony werandy:
Misternie wyszydełkowane aniołki fruwają sobie przy futrynie zapraszając do tego niezwykłego miejsca. Moją uwagę przykuł kominek i drewniane półki pełne książek i drewna na opał.
Wspaniałe stare kredensy wyrwane kornikom cieszyły oczy.
Czajnik stoi sobie na beczce wyżłobionej z pnia wielkiego drzewa. W kredensach nietuzinkowe kubki, każdy inny i zawsze miałam problem, który wziąć żeby w nim zaparzyć herbatę.
W sieni stoją dwie szafy pełne plonów lata. Widać, że gospodarze nie próżnują i cierpliwie z miłością przygotowują zimowe zapasy… Każdy słoiczek podpisany, a przykrywki ozdobione kolorowymi gałgankami. Dżemy te gościły na naszym stole i cieszyły się zasłużonym zachwytem.
Wegetariańska biesiada odbywała się zawsze na powietrzu. Siadaliśmy przy drewnianych stołach i degustowaliśmy różne dziwne pasty i zupy. Widok na jezioro i wspaniałe towarzystwo uprzyjemniały nam jedzenie.
Dom stoi na górce, a w dole rozpościera się jezioro. Najpierw po drewnianych schodkach, potem polną, wytyczoną otoczakami dróżką szliśmy do pomostu, z którego już tylko hop i jest się w cudownie orzeźwiającej, czystej wodzie. W momentach niepływania, niemasowania i niejedzenia oddawałam się zapatrzeniu…
Pod spodem widok od strony jeziora.
Okoliczności przyrody uprzyjemniały nam pobyt, ale najważniejsi jak zwykle byli ludzie, bo to oni głównie tworzą klimat. Nasi nauczyciele Danusia i Jurek Adamczykowie są najlepszymi nauczycielami masażu Lomi Lomi Nui jakich znam. Myślę, że reszta grupy jest tego samego zdania.
Poznałam ich w 2006 roku jak zaczęłam się uczyć tego pięknego masażu, wiec trochę czasu już minęło. Spotykaliśmy się nie tylko na kursie podstawowym, ale też na kilku warsztatach dla absolwentów, a także dwukrotnie na kursie u Susan Floyd naszej hawajskiej nauczycielki.
Bardzo się ucieszyłam z zaproszenia na ten warsztat. Poczułam się na nim tak, jakbym wróciła do domu po latach. Do tego poznałam nowych fantastycznych ludzi, których droga skrzyżowała się tu i teraz z moją.